Czy dziś jest ktoś, kto jeszcze posługuje się telefonem stacjonarnym? Oj, tak, oj tak. Przede wszystkim ludzie, którzy już mało wychodzą z domu. Bo i ich potrzeby są łatwo zaspokajane tylko w pobliskich sklepikach czy przychodni lekarskiej, co łatwo określić jako – w ramach własnej parafii. W tym określeniu – parafia – zawiera się wszystko, co potrzebne człowiekowi do życia. Ale to nie znaczy, że i na tym ograniczonym terenie nie można dokonywać odkryć. Właśnie niedawno zatelefonowała do mnie koleżanka – a co? Koleżanki można mieć w każdym wieku. Ucięłyśmy sobie pogawędkę właśnie przez stacjonarny telefon. Jednym z tematów była zmiana optyki patrzenia na własne życie. Opowiedziała mi, jak to do tej pory zwykle spoglądała na swoją przeszłość jako na pasmo nieszczęść i przypadków złego losu, który ją zwykle spotykał. A teraz nagle jakby się to odwróciło – i zaczęła dostrzegać pozytywne działania Bożego Miłosierdzia, które przecież prowadziło ją przez całe życie, zaczęła zauważać te wszystkie dobre wydarzenia, ocalenia, pozytywy. Zupełnie jakby ją ktoś prowadził za rękę przez pole minowe. Czasami okazywało się, że nietrafione przez nią wybory miały pozytywne zakończenia. I nawet teraz, gdy napotyka na co dzień jakieś zdawałoby się niepomyślne wydarzenia, to spokojnie czeka, co będzie dalej, bo już wie, że ciąg dalszy może być zaskakująco pozytywny.
Takie spojrzenie na nasze osobiste historie to szczególna łaska dla osób już dojrzałych. O ile szczerze potrafimy na siebie spojrzeć w perspektywie lat. Ale jest to także nadzieja dla tych, którzy właśnie aktualnie boksują się z własnym życiem na tym swoim ringu. Boże Miłosierdzie nie ma granic ani końca.
Leave a Reply