Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że ona istnieje. Męczy nas latami, okrywa cieniem naszą duszę. Rzutuje na modlitwę, na relacje, wewnętrzny pokój. Odbiera radość i nadzieję. Zadra w naszym sercu, głęboka uraza do Boga.
Słyszy się się czasem słowa life is brutal, mając na myśli różne trudne sytuacje życiowe. Codzienność dostarcza nam cierpienie bezustannie i pod różnymi postaciami. Począwszy od rzeczy małych do ciężkich tragedii – jesteśmy hojnie obdarowywani nieszczęściami. Dzieje się tak, że pojawiają się w nas wyraźne reakcje na nie – żale, noszone przez długi czas pretensje. Nawet możemy o tym nie wiedzieć, jak trucizna nieprzebaczenia, zgorzknienia zatruwa nasze serce od środka. O ile w przypadku innych ludzi czy samych siebie, raczej łatwo nam to dostrzec, to trudniej zauważyć pretensje do naszego Stwórcy.
Ściany rozgoryczenia
Życie każdego z nas nie należy do łatwych. Jesteśmy ciągle narażeni na zranienie – czy to przez bliskie lub dalekie osoby, samych siebie, czy po prostu przez życiowe sytuacje. Dlatego, kiedy dotykają nas wielkie dramaty, jak utrata kogoś bliskiego, porzucenie przez dziewczynę/chłopaka, rozpad małżeństwa i rodziny, choroby, utrata pracy, domu lub kiedy doświadczamy np. niepowodzenia na studiach, w relacjach z bliskimi, przedłużającej się samotności czy innych bolesnych wydarzeń, wtedy może się w nas pogłębiać żal do życia i… Boga. Pojawia się w nas pełne goryczy wołanie podobne do krzyku Marii: Gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. (J 11, 32) Gdybyś był blisko mnie, gdybyś błogosławił, to rodzina by się nie rozpadła, dziadek by nie zachorował na raka, nie straciłbym przyjaciół. Gdybyś coś zrobił, nie przyszło by to na mnie. Ale skoro nie zrobiłeś nic, więc to Twoja wina! Takie wyrzuty nosi w swoim sercu wielu z nas. I w ten sposób budujemy mur oddzielający nas od Pana i Stwórcy. Niejednokrotnie przejawiamy postawę starszego syna z opowieści o miłosiernym ojcu, kiedy to pozornie trwamy blisko Boga, modlimy się, może nawet angażujemy się w Kościele, ale gdy spotyka nas cierpienie, które przypisujemy Stwórcy, zaczynamy się wtedy buntować. Tak łatwo nam wówczas przychodzi wyrzucić Bogu: Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. (Łk 15, 29) Oto tyle lat Ci służę, jeżdżę na rekolekcje, pomagam biednym, modlę się litaniami, nowennami, jestem takim dobrym chrześcijaninem, a ciągle nie mogę założyć rodziny, nie mogę znaleźć pracy, znajomych, jestem nieszczęśliwy, zagubiony! Ci zaś Twoi synowie – ateiści, bezbożnicy, rozpustnicy, kłamcy, którzy trwonią majątek mają pod dostatkiem wszystkiego. W chwili załamania czujemy się porzuceni przez Pana, pozostawieni, nieomal zdradzeni. Sprawia to, że tracimy do Niego zaufanie, zaczynamy uciekać.
Pojednanie
Sformułowanie wybaczyć Bogu to swego rodzaju oksymoron, czyli zestawienie pojęć o przeciwstawnym znaczeniu. Stwórca jest Miłością, najwyższym Dobrem, kochającym Ojcem, Zbawicielem. Niepodobna więc darować Mu win, skoro nie jest krzywdzicielem, winowajcą, nie działa na naszą szkodę. Jak więc pogodzić się z Nim? Myślę, że przede wszystkim należy uświadomić sobie, że nie jest On źródłem zła w naszym życiu, tylko że jest źródłem dobra, że kocha. Przestańmy odruchowo i (nie)świadomie zrzucać winę na Boga. Tak naprawdę – za większość sytuacji życiowych jesteśmy odpowiedzialni my sami. I im szybciej sobie to uświadomimy i się do tego przyznamy – tym szybciej zaznamy pokoju i tym lepiej dla nas. Ale do tego potrzeba odwagi, pokory i dojrzałości. Myślę, że skutecznym lekarstwem na pretensje jest również postawa dziękczynienia, kiedy dostrzegam to, co otrzymuję, nie skupiając się na tym, czego nie mam. Św. Paweł zachęcał, aby dziękować w każdym czasie. Ważne jest również opowiedzenie o swoim żalu i poczuciu krzywdy Panu, oddanie Mu tych sytuacji. Zachowywanie relacji z Nim za wszelką cenę, chociaż może być dla nas bolesna. Poprowadzi to do ponownego zaufania, pokoju serca, otwarcia się na Niego, przyjęcia Miłości. Warto też prosić Boga o łaskę podjęcia tego Krzyża jako daru. Zamiast słów przebaczam, lepiej chyba powiedzieć przyjmuję, dziękuję, co będzie przejawem naszej dojrzałości duchowej i wypełnieniem zachęty Jezusa: Jeśli kto chce pójść za Mną […], niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. (Mt 16, 24)
Foto: Savio Sebastian/Flickr/CC BY 2.0
Leave a Reply