Maj to miesiąc Maryjny. A Maryja to przede wszystkim – różaniec. Zawsze fascynowała mnie piąta tajemnica radosna – odnalezienie Pana Jezusa w świątyni. Co w niej jest takiego szczególnego, że aż nazywana jest „tajemnicą”? Bo historia poprzez nią opowiedziana jest przecież niezwykle prosta i gdzie jej się równać do innych tajemnic różańcowych.
Oto rodzina – rodzice z synem – podążają na ówczesną pielgrzymkę. W drodze powrotnej, w tłumie pątników, rozdzielają się, a w końcu gubią nawzajem. Ale przecież szli przez cały dzień ze świadomością, że dziecko idzie razem, może ze znajomymi lub kuzynami. Że też wraca do domu. Szli spokojni, że nic Mu przecież nie grozi – jest wśród przyjaciół. W pewnej chwili jednak w ich sercach zagościł niepokój. Może chcieli Mu coś powiedzieć, dać jeść lub pić. Albo zwyczajnie przytulić zmęczonego, dodać otuchy na dalszą drogę do domu.
Nie wiemy, w jakim to się stało momencie, gdy zauważyli Jego nieobecność. Decyzja jednak była natychmiastowa: wracać! Wracać i szukać! I tu zaczęła się ich gehenna. Najpierw bezładne pytania do tych, którzy mogli Go widzieć. Czy nie zauważyli, kiedy i gdzie się odłączył? Może z kimś rozmawiał? Wypytywali wszystkich dookoła z początku jeszcze dość spokojnie, lecz w miarę upływu czasu coraz natarczywiej, coraz gwałtowniej, z coraz większymi obawami że może coś się stało niespodziewanego i niedobrego. Oni, rodzice, są przecież starsi i mądrzejsi od dziecka, muszą je chronić, a tymczasem tym razem tak bardzo zawiedli. Kochają Go i nie mogą bez Niego żyć. Więc będą poszukiwali dotąd, aż Go odnajdą. Bezradnie więc miotają się po mieście, pytają i szukają, I to trwa aż trzy dni.
Wreszcie świta nadzieja – usłyszeli znajomy głos, i ze zdumieniem rozpoznali Go wśród uczonych, którzy słuchali Go i rozmawiali z Nim jak z równym. Ba! Zdawało się nawet, ze to On ich nauczał. Co za radość – był w świątyni. Tak jakby to tam było Jego właściwie miejsce.. Pozostał, i mówił do tych, którzy Go chcieli słuchać. Którzy Go chcą słuchać i mają dla Niego czas. Widocznie nie wystarczyło Mu tylko iść z rodzicami, obok nich. On jeszcze potrzebował, aby Go – słuchano.
My też często jesteśmy spokojni i uważamy się za mądrych. I podążmy z przekonaniem, że Chrystus po prostu jest wciąż z nami. Ani się obejrzymy za Nim, tak się spieszymy. Idziemy i idziemy, a tu już dawno Jego przy nas nie ma.
Photo credit: Foter.com
Leave a Reply