Przeżyłam wtedy poważne rozczarowanie. Naprawdę! Zaprosiłam po raz pierwszy kilka osób na moje imieniny do restauracji, na Starówce, słynnej z przyrządzanej tam kaczki. Raptem razem miało być 6 osób. Ja, moja przyjaciółka Ania, dwoje samotnych i jedna para. Taka maleńka grupka najbliższych przyjaciół. Nie było jeszcze telefonów komórkowych, więc umawiano się niejako z góry.
Z Anią udałyśmy się tam razem, usiadłyśmy przy zamówionym stoliku i oczekiwałyśmy na resztę gości. I tak biegł czas. Jeszcze pięć minut, jeszcze dziesięć… Jeszcze może kwadrans. W międzyczasie spożyłyśmy aperitif, potem drugi, i kolejny…. A gości nie ma! Czas było już podawać danie główne. Szkoda było wolnych miejsc i grzeczna obsługa zaproponowała nam mniejszy stolik. Dwuosobowy. I na tym się skończyło. Na dwuosobowym balu, na kaczce i morzu wina. Tak to jest rzucać perły przed wieprze. Potem nieco zmęczone tą ucztą delikatnie stąpając po staromiejskim bruku naszymi eleganckimi szpileczkami powlokłyśmy się do swoich domów.
Czasami gdy czytam w ewangelii o uczcie weselnej lub innej uroczystej to przypominają mi się te moje nieudane imieniny. Nawet wtedy tamte osoby nie usprawiedliwiały się jakoś specjalnie, ja się na nie nie pogniewałam. Ale było mi bardzo przykro, tak w głębi serca. I rozumiem ludzi, których spotykają podobne przygody. Jak gdzieś wyczytałam, trudno jest być z kimś, kto jest dla nas całym światem, no może kimś ważnym, ale my nie jesteśmy tym samym dla niego…. Warto pod tym kątem zrewidować swoje znajomości. Choćby po to, żeby nie być źle zrozumianym.
Dzisiejsze stosunki między ludźmi też są pełne umownych sygnałów. Choćby to przysłowiowe przy poszukiwaniu pracy : „sami do Pani zadzwonimy…”. I telefon milczy już na zawsze. Kiedyś kiepsko odczytywałam podobne sygnały i przez to często czułam się zawiedziona, bo wyobraźnia podpowiadała rożne inne rozwiązania, ale nigdy takie dramatycznie proste odrzucenie. A niepotrzebnie ją obciążałam! Bo bywały to obietnice podobne do tej, że „sami zadzwonimy do was….” I tyle.
Ludzie wrażliwi też wysyłają różne sygnały. Jak choćby takie publiczne oświadczenie: „Wszystkich którzy za bardzo interesują się moim życiem, uprzejmie informuję: mam się świetnie! A będzie jeszcze lepiej!!!” – co z grubsza oznacza że inni ludzie się nad tym człowiekiem litują bo prowadzi on życie nie takie, jakie oni uważają za normalne i szczęśliwe. Bo też wystarczy być trochę innym niż wszyscy, żeby uważano tego kogoś niemal za nienormalnego. I ten końcowy okrzyk wcale nie znaczy że „jest świetnie a będzie jeszcze lepiej!”, ale: „od…czepcie się ode mnie, zgryźliwcy!”
Lecz jest i drugie dno. Może to być człowiek autentycznie nieszczęśliwy który mówi o sobie że jest OK., ale w ten sposób woła o pomoc, jakby nadrabiając miną.
Tego nie wiadomo do końca.
Albo weźmy takiego młodzieńca który przez całe dni i noce siedzi w swoim laptopie, i tylko ogląda filmy, szleje na facebooku, i w najlepszym przypadku gra na odległość z jakimś drugim samotnikiem. Wtedy słychać jak głośno rechocze albo przeklina…. A później o sobie stwierdza że tylko to go uszczęśliwia. A ja mówię że opętał go zły. I aż w jego intencji zaczęłam odmawiać egzorcyzm do Michała Archanioła, znają to Państwo – „Święty Michale Archaniele, bron nas w walce przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha. Bądź naszą obroną. Niech mu rozkaże Bóg, pokornie prosimy, a Ty, Książę wojska niebieskiego, szatana i inne złe duchy, które na zgubę dusz krążą po świecie, mocą Bożą strąć do pieklą. Amen.
I co się okazało? Egzorcyzm ten jest skuteczny! I natychmiast będę go odmawiała też za naszych polityków i parlamentarzystów. Bo mój młodzieniec już po kilku dniach zaczął mówić ludzkim głosem, normalnie się odzywać, a nawet uśmiechać, i opowiada kawały! No i zaczął wreszcie spotykać się z innymi ludźmi, na mieście. Na pewno to lepsze wyjście niż siedzenie w laptopie. Niestety – dużo.
Photo credit: Foter.com
Leave a Reply