Ostatnio wielokrotnie spotykam się z opowieściami kobiet o ich budżecie domowym. Na początku napiszę, jak wyglądają podziały finansów u nas w domu. Zakładając z mężem rodzinę, ustaliliśmy jak mają wyglądać podziały budżetu u nas w domu. Doszliśmy do wniosku, że wszystko, co zarobimy, wkładamy do jednej „kiszeni” i dzielimy to na wydatki stałe, dzielimy na tygodniowe wydatki żywnościowo–chemiczno-lekarskie (czyli wszystko, co jest potrzebne do zwyczajnej egzystencji). Potem załatwiamy sprawy typu nowe obuwie, ubranie, naprawy domowe, a jak zostaje – odkładamy, każdy z nas nosi jakąś kwotę w portfelu, razem ustalamy wszystkie wydatki, urlopy, rozrywki. Jeśli dostajemy w prezencie pieniądze, to oczywiście pierwszeństwo do ich wydania ma obdarowany, ale jak był czas zupełnego braku pieniędzy, każdy z nas odkładał własne chętki do szuflady na potem, a pieniądze szły do wspólnego budżetu. Tylko pieniądze dzieci były nietykalne, odkładane i nie wchodziły w masę budżetu domowego. Tak to u nas funkcjonuje z powodzeniem od 26 lat. Ja nigdy nie kupowałam ubrań, butów, kosmetyków za plecami męża, po cichu, chowając i udając, że mam to od zawsze, podobnie on nie robił tego w przypadku narzędzi, alkoholu czy gadżetów do samochodu. Zawsze w temacie finansów była i jest między nami pełna jawność, jeśli mamy na coś chęć, a finanse kuleją, to omawiamy sprawę wspólnie. Prowadzimy pełen jawny budżet domowy w Excelu. Zapisujemy wszystkie wydatki, liczmy pieniądze w banku i portfelu, mamy jedno wspólne konto bankowe i obydwoje mamy do niego pełen dostęp, więc i tu jest pełna jawność. Uważamy, że związek dwojga ludzi, którzy postanowili być razem, tworzyć rodzinę, mieszkać razem, staje się jakby małym przedsiębiorstwem, rodzinną firmą, gdzie nie ma miejsca na zatajanie dochodów, wydawanie w tajemnicy itd. Bilans musi się zgadzać. Na początku naszego małżeństwa to ja utrzymywałam nas dwoje, to ja miałam dochody, mąż czasem łapał jakąś drobną fuchę. Po kilku latach nasze role zupełnie się zmieniły, to mąż zdobył dobrze płatną pracę, miał możliwość dorobić, dużo więcej niż ja, zatem ja zajęłam się opieką nad dziećmi, prowadzeniem domu i ewentualnie łapałam jakieś małe, drobne prace, dzięki którym dorzucałam się do rodzinnego budżetu. Dziś wspólnie wrzucamy pieniądze do naszej kieszeni, wspólnie z niej finansujemy nasze potrzeby, wydatki stałe, hobby itd. Nie ma u nas od zawsze moje – twoje pieniądze, są nasze wspólne. Ufamy sobie bezgranicznie, jesteśmy małżeństwem od 26 lat, znamy się od 28, mamy za sobą bardzo trudne chwile, zapaści finansowe, był i czas hossy, mogliśmy niemal szastać pieniędzmi. Wszystkie lata przeżyte razem nauczyły nas, że życie ponad stan nas nie interesuje, chcemy niezależności finansowej, spokoju i wolności, mamy gdzieś fakt, co kto ma więcej od nas, a co tam, my mamy siebie, mamy swoje zaufanie i miłość, wsparcie i bezpieczeństwo.
Od czasu, gdy prowadzę bloga, rozmawiam dużo z innymi ludźmi o tym, jak prowadzą swój budżet, jak radzą sobie z finansami domowymi i tu moje wyobrażenia (pewnie oceniałam innych według własnej normy) zupełnie legły, nie spodziewałam się, że pary mają tak odmienne podejście do budżetu domowego i do pieniędzy, które zarabiają. Spotkałam parę, która dzieli opłaty stałe na pół, zakupy robią przemiennie, raz jedno na tydzień, raz drugie, koszty wychowania dzieci dzielą na pół, wakacje każdy płaci za siebie, a dzieci na pół, resztę wydają, jak mają ochotę. Inna para ustaliła, kto płaci czynsz, kto opłaty za gaz i prąd, na zakupy do lodówki zrzucają się po połowie, reszta pieniędzy jest każdego z osobna, raz jedno kupuje coś dzieciom, raz drugie. Inny przykład: mąż po ślubie i narodzinach dziecka zażądał, by żona została w domu, on jej daje raz na tydzień pieniądze, a ona ma za to wyżywić rodzinę, zrobić opłaty, ubrać itd. Reszta pieniędzy jest jego, ma swoje hobby – podróżuje, sam, bo – jak mówi – musi odreagować. Żona nie dostaje nic na swoje potrzeby, chyba że dobrze rozporządza finansami i coś odłoży. Kolejna para co miesiąc na wspólne konto przelewa identyczną kwotę i z niej utrzymują dom, resztę każdy może wydać, jak chce. Są też pary, gdzie jedno z małżonków zabiera wszystko i daje drobne kieszonkowe drugiemu, a samo resztą gospodaruje. To chyba wszystkie opcje, z jakimi się spotkałam, ciekawi mnie, jak jest u was, czy macie inne jeszcze pomysły na wspólny lub rozdzielny budżet? Podzielcie się ze mną i innymi czytelnikami, domyślam się, że większość chętnie dowie się, jak to inni sobie radzą.
Photo credit: Foter.com
Leave a Reply