Albo sama i film, albo razem – i mecz. Wybór należy do mnie. Gdy w domu przebywają osoby o różnych zainteresowaniach jest to dylemat dnia powszedniego. Chociaż może nie tak bardzo powszedniego, bo szczególnie dotyczy dni, gdy w telewizji są transmitowane mecze. A już obowiązkowo mecze Legii, bo rzecz się dzieje w Warszawie. Ileż skeczy powstało już na tej osnowie! Niejeden satyryk wzbogacił się dzięki temu dylematowi. Już nawet próbowano polecać poradniki dla pań domu gdy pan domu ogląda mecz.
U mnie sprawa jest prosta. W domu obecnie jest jeden do jednego. Jeśli chodzi o domowników. A ja jestem spolegliwa i to nawet mało powiedziane. Po prostu lubię być razem, bo to rzadka okazja gdyż nasze sprawy są zupełnie odmienne i zajęcia domowe też. Rzadko więc mamy okazję by mieć wspólny cel. To znaczy mecz piłkarski, nawet jeśli to jest mecz Legii, to akurat nie jest specjalnie moja bajka. Częściej już skuszę się na mecz naszej reprezentacji. Ale co się nie robi dla towarzystwa. Państwo rozumieją co mam na myśli.
Na tym prostym przykładzie chciałam ukazać problem samotności na życzenie. Bo gdy się wysilimy, przestaniemy się skupia tylko na sobie, a zainteresujemy drugim człowiekiem, to możemy mieć szansę na nowe otwarcie.
Obecnie już coraz rzadziej spotyka się termin – pani domu, że i do tego nawiążę. Propaguje się związki partnerskie i postać kobiety w domowym szlafroku już chyba nie istnieje w powszechnym obiegu. A była to postać często spotykana, gdy mężczyzna zarabiał na dom a niewiasta zajmowała się domem i dziećmi. Rano wstawała pierwsza i obsługiwała swoją domową gromadkę właśnie w szlafroku, obecnie zwanym podomką. A dlatego w szlafroku bo z samego rana nie miała czasu by się ubrać. Mówi się, że nie pracowała, była w domu. A przecież nawet wstać musiała wcześniej niż pracujący współmałżonek.
Moja mama była kobietą pracującą. W urzędzie. Jej marzeniem było nie pracować zawodowo, tylko właśnie – prowadzić dom. I chodzić w szlafroku od rana, może nawet do południa. Oczywiście odbijała się ta jej praca na organizacji domu, poznaliśmy na codzień stołówki zakładowe lub bary – oczywiście mleczne. Albo spóźnione obiady pod wieczór. Moje ambicje były akurat odwrotne, i tak pozostało do dziś. Ale gdy już nie muszę wychodzić rano na określoną godzinę, poczułam smak tego porannego szlafroka. Zresztą trochę takiego bez określonego powodu, bo najwyżej sama sobie robię śniadanie i celebruję kawę. Wstaję dość wcześnie rano i czasem nie mam jasnego planu co będę robiła danego dnia, stąd ten szlafrok, bo może potem będę chodziła tylko po domu, w jakimś swobodnym ubraniu.
Mój domownik nie jest absorbujący i prowadzi tryb życia barowy – to znaczy, że robi to co mu się akurat zachce. Do tego nie ma specjalnych wymagań ani kaprysów, więc żyjemy tak sobie bezproblemowo. Jakoś się bezkolizyjnie mijamy i jednoczą nas tylko te mecze. Bo na codzień on ma swój laptop, ja komputer i telewizor. I koniec.
Ale chciałam jeszcze raz nawiązać do tego obrazka, który powstał w mojej wyobraźni. Kobieta w szlafroku. Można ją zobaczyć na starych filmach, jak krząta się po mieszkaniu. Jak choćby taka pani Dulska. Czasem ma głowę w papilotach, zdarza się że w ustach ma papieroska. Bardziej wyzwolone jednostki czasem trzymały z ręku szklankę z napojem wyskokowym. To w filmach amerykańskich.
Te kobiety odeszły w przeszłość. Teraz chodzą po domu w stroju sportowym, czasem perfekcyjne panie domu mają zgrabne fartuszki, rękawice gumowe i opaski na włosy, i wiele różnych nowoczesnych gadżetów do prac domowych. Zgodnie z duchem czasu.
Morału nie będzie.
Leave a Reply