Kiedyś w wielu domach była wyłożona pamiątkowa księga, do której wpisywali się odwiedzający dom goście. Teraz żyjemy w szalonym tempie. Wszystko jest szybko i na wczoraj. A może warto się na chwilę zatrzymać?
Nasza rodzina wydaje kronikę rodzinną pod tytułem „FAMILIA”. Pierwszy numer wyszedł w grudniu 2007 roku. Do tej pory ukazało się prawie 90 numerów. Jest to miesięcznik, w którym opisujemy wydarzenia dotyczące naszej rodziny w danym miesiącu. W ciągu roku wydajemy 12 numerów, które rozsyłamy mailowo do rodziny i znajomych dziesiątego dnia miesiąca.
Kronika jest pomysłem mojego męża, który z racji mojego wykształcenia mianował mnie redaktorem naczelnym. Uznał, że warto zapisywać pewne szczegóły dotyczące nas, naszych dzieci, świąt czy uroczystości rodzinnych. Odnotowujemy każdą uroczystość rodzinną, szkolną czy przedszkolną, nasze wspólne wycieczki, ciekawe powiedzonka i „dorosłe” komentarze dzieci oraz śmieszne historyjki.
Na ostatniej stronie mam swój cykliczny felieton: „Prosto z kuchni”. Moim miejscem dowodzenia w domu jest kuchnia. To właśnie z jej perspektywy patrzę na świat, który staram się opisać. Stałą rubryką jest również kronika towarzyska, w której odnotowujemy wizyty naszych gości i nasze wizyty. Zazwyczaj nasza gazetka ma cztery strony, na których opisujemy mijający miesiąc. Jednak kiedy więcej się dzieje, gazetka rozrasta się do sześciu, a nawet ośmiu stron. Wydawanie gazety wymaga dyscypliny — numer jest tworzony przez cały miesiąc. Na bieżąco zapisujemy szczegóły dotyczące poszczególnych ważnych wydarzeń. Myślę, że bez „FAMILII” nie pamiętalibyśmy już większości historyjek naszych dzieci. A tak, w każdej chwili można zajrzeć do segregatora z „FAMILIĄ”. Zawsze jest przy tym dużo śmiechu. Dzieci z lubością czytają o sobie i o swoim rodzeństwie. Tak bardzo przyzwyczaiły się do tego, że mamy taką rodzinną kronikę, że często mówią: „mamo, zrób zdjęcie do „FAMILII” albo „mamo, trzeba to zapisać do „FAMILII”.
Starsi synowie już próbują swoich sił w dziennikarstwie. Opisują szkolne wydarzenia. Najstarszy — Karol — robi też zdjęcia. Dzięki temu mamy swoich reporterów i relacje z „pierwszej ręki”.
Mamy też naśladowców. Zainspirowaliśmy naszych znajomych. Podobne gazetki wychodzą w Kanadzie i na Filipinach.
Pamiętam, jak czytałam „Ziele na kraterze” Melchiora Wańkowicza. Bawiły mnie śmieszne historyjki i powiedzonka z życia jego córeczek. Później dowiedziałam się, że żona Wańkowicza spisywała dla niego to wszystko w specjalnych zeszytach. Dzięki temu miał materiał wyjściowy dla swojej książki.
Może kiedyś któreś z naszych dzieci napiszę książkę o naszej rodzinie? Zobaczymy. Pamięć jest ulotna, a zapis na papierze czy twardym dysku pozostaje na długo. Z pewnością nasza kronika rodzinna będzie kopalnią wiedzy i prawdziwym hitem dla naszych wnuków. Dowiedzą się, jak mama czy tata rozrabiali lub jak się złościli. Zachęcamy do tworzenia kroniki w każdej rodzinie. Naprawdę warto.
Świetny pomysł!
Zachęcam do zrobienia swojej kroniki rodzinnej 🙂
Dziękuję za piękny pomysł, wykorzystujemy z powodzeniem w naszej rodzinie już od 4 numerów:)
Ja polecam książki
„Opowiedz mi babciu” i „Opowiedz mi dziadku”. Pięknie wydane albumy – moidziadkowie.pl
[…] spisanie tego ci się działo w kilku zdaniach raz w tygodniu w kalendarzu. Dlatego też zainspirowałam się TYM miesięcznym biuletynem, by wraz ze zdjęciami stworzyć taką comiesięczna kronikę rodzinną. Właśnie tworzę […]