Brat Bonifacy chrząknął, po czym powiedział:
– Księże Proboszczu, wszystkiemu winny jest pełen pychy rozum ludzki. Okrutny i wyrachowany, przemądrzały i zarozumiały, zdolny do wyrachowania i cynizmu! Przecież to właśnie inteligencja jest szczególną cechą szatana.
– No tak, mój miły Bonifacy, dobrze wiemy, że prawdziwa mądrość prowadzi do Boga, a wiedza wbija w pychę.
– Słyszeli Księża, że Pani Beata Szydło już nam nie premieruje? – zapytał nieoczekiwanie Ksiądz Kanonik, który interesował się polityką, i to nie tylko polską. Wszyscy w parafii wiedzieli, że kanonik jest fanem Victora Orbana i że nie warto z nim wchodzić w spory polityczne, bo szybko traci cierpliwość i zaczyna mówić podniesionym tonem.
Na razie kanonik przemawiał tonem w normie, ale – tradycyjnie, bo przecież to nie był pierwszy raz kanonika – kapłani zignorowali jego uwagę. Zresztą słusznie. Skoro nie na temat, więc nie warto strzępić języka. A w dodatku kanonik jest lekko głuchawy, coś powie, potem nie dosłyszy odpowiedzi, złości się i wymachuje rękami.
– Wie Ksiądz – perorował proboszcz – opowiadają bezbożne głupoty i jeszcze nazywają to nauką. „Światopogląd naukowy!”, mówią, toż to kpina w żywe oczy.
– No właśnie – ożywił się Bonifacy – a czy mamy jakieś badania naukowe, które potwierdzają, że istnieje coś takiego, jak „światopogląd naukowy”.
– Co ten Kaczyński wyprawia – niby sam do siebie odezwał się kanonik – Gdyby żył Lech, świeć Panie nad jego duszą, na pewno by do tego nie dopuścił.
– Ten tak zwany światopogląd naukowy to tak naprawdę pogląd na świat, który mają ateiści. Zamiast naukowy należy mówić: światopogląd ateistyczny – proboszcz uderzył w swój ulubiony ton. Za kilka chwil na pewno zacznie opowiadać o humanizmie ateistycznym oraz „śmierci Boga”. I jeszcze o zaniku sacrum, czyli – powie, że „bez Boga ani do progu”.
– A przecież istnieją wybitni ludzie nauki, którzy są głęboko wierzący – wtórował Bonifacy.
– Otóż to, ma brat całkowitą rację! A ja odnoszę wrażenie, że pobożny człowiek pracuje i modli się, na przykład wierzący naukowiec prowadzi badania naukowe, bo jest sumienny i solidny, a wszystko co robi, czyni z miłości do Boga i ludzi, natomiast ateista wcale nie zajmuje się nauką, bo w tym czasie zamiast pracować naukowo opowiada głupoty o światopoglądzie naukowym.
– I taki pseudonaukowiec stroi się potem w piórka człowieka oświeconego, a wierzących oskarża o średniowieczną ciemnotę – Bonifacy nie pozwalał, by ostatnie słowo należało do proboszcza.
I być może konwersacja trwałaby dalej, aż do obiadu, gdyby nie nasz niezawodny kanonik, który nagle wstał i huknął (dodajmy, że był jedyną osobą, której wolno był huknąć, no bo staruszkowi wolno więcej) i fuknął na proboszcza:
– Wy tutaj gadu gadu, a tam Pani Beata przestaje być premierem polskiego rządu!
Nastała cisza. Cóż bowiem powiedzieć, skoro wiadomo, że temat „Bóg – Honor – Ojczyzna” jest dla kanonika najważniejszy i lepiej nie stawać okoniem. Ani żadną inną rybą.
Wobec kłopotliwej ciszy (milczy proboszcz, milczy kanonik) Brat Bonifacy próbuje ratować sytuację:
– Ach, Księże Kanoniku, każda epoka ma swoje problemy. Kanonik walczył z modernizmem, a my musimy zmagać się z hydrą postmodernizmu.
Ta banalna uwaga okazała się zgubna.
Po chwili ciszy, kanonik ruszył z kontrnatarciem:
– Ależ, proszę księży, nie bądźcie naiwni, postmodernistyczne bzdety nie mają nic wspólnego z modernizmem! Główna różnica dotyczy pojmowania podmiotowości człowieka. Dla postmodernistów „podmiot” i „podmiotowość” to puste słowa, podmiot nie istnieje – to jedno z haseł postmodernizmu, a zarazem wyznacznik jego negatywnej antropologii. Tymczasem moderniści uznawali podmiot, jednostkę, indywidualność za najważniejszą kategorię, za coś, co domaga się głębokiego namysłu. Prawie jak u Psalmisty: „kimże jest człowiek?” Dla postmodernistów wszystko jest sztuczne, wtórne i śmieszne, postmodernistyczny playboy (zanim zamieni się w deadboya) chce się bawić, gardzi oryginalnością i głębokim sensem, ponieważ uważa, iż prawdziwy sens nie istnieje. Jego zdaniem wszystko jest grą, konwencją, parodią. Dlatego w świecie postmodernistów prawda nie istnieje. Zupełnie inaczej patrzą na rzeczywistość moderniści. Dla nich życie jest tajemnicą, pełną sensów i idei, ekscytującą przygodą, w której szukamy Absolutu. Wierząc w swoje genialne ptasie móżdżki moderniści próbują wzbić się w niebo, a nawet przebić to niebo i osiągnąć wyzwolenie. Współcześni moderniści to tacy starożytni gnostycy, tyle że z laptopami w ręku.
Ponownie nastała cisza. Może nie grobowa cisza, ale prawie.
Kanonik ruszył do drzwi.
Proboszcz milczał.
Brata Bonifacego zatkało.
No bo co powiedzieć na takie dictum księdza kanonika?
A sprawca konfuzji na odchodne, jakby usprawiedliwiając się, dodał:
– Wiecie, kiedyś też byłem młody… Karol Wojtyła przed maturą chodził na kremówki, a ja w młodości ciągle czytałem. Schulza, Witkacego i Gombrowicza. No i jeszcze Leśmiana. Takie to były czasy! Nieustannie o tym gadaliśmy. Jurek Malewski, Włodek Bolecki i ja.
Powiedział i wyszedł.
Proboszcz spojrzał na Bonifacego.
– No tak, wyszło szydło z worka, kanonik jest…
Nie usłyszałem ostatniego słowa, bo zadzwonił dzwonek do kancelarii. Jakaś starsza pani z uśmiechem zapytała:
– Przepraszam, czy jest Ksiądz Kanonik? Mam dla niego ważną wiadomość.
– Niestety, Kanonik przed chwilą wyszedł.
Foto: Manuel Orazi, La maison moderne (1902)
Leave a Reply