Trudno było przetrwać tę noc, która oddzielała czas do brzasku długimi godzinami. Trudno było trwać w bezruchu i bezczynności, gdy serce wyrywało się, aby pobiec do grobu, gdzie złożono wymęczone ciało ukochanego Mistrza. Trzy kobiety. Maria Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba, skoro świt poszły do grobu, zabierając ze sobą przygotowane wonności. W ten sposób chciały oddać hołd temu, którego świat bezpowrotnie pochował. Musiały być przerażone, widząc odsunięty kamień i pusty grób. To było tak niezrozumiałe, jak cały ten niesprawiedliwy proces i bezsensowna śmierć. Bezradność. Na pewno ją poczuły, nie mogąc pojąć tego, co się stało. Na pewno podniosły lament i wzajemnie zadawały sobie pytanie: Gdzie jest Pan? Dokąd Go zabrano? I wtedy usłyszały te słowa: „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj. Zmartwychwstał.”
Bojaźń i wielka radość towarzyszyły kobietom, gdy biegły przekazać dobrą nowinę apostołom. I w tym pośpiechu, na tej ich drodze stanął sam Jezus; żywy i prawdziwy. Stanął z serdecznym powitaniem i słowami, które dziś kieruje do mnie, do Ciebie, do każdego z nas. „Nie bójcie się.”
To kobiety pierwsze doświadczyły bliskości zmartwychwstałego Chrystusa. To one stały się pierwszymi apostołami, głoszącymi prawdę o pokonaniu śmierci przez człowieka, który był Synem Bożym. To one zostały posłane do uczniów z przesłaniem, by udali się do Galilei, bo tam spotkają Jezusa. Kobiety, które uwierzyły w to, co podpowiedziało im serce. Nie zastanawiały się, czy to wszystko ma sens. Nie poddawały w wątpliwość słów, które usłyszały. Po prostu przyjęły to i pobiegły przekazać dalej. Zaufały i uwierzyły. Wiara jest zaufaniem. Nie da się jej wytłumaczyć nauką, czy też historycznym odtwarzaniem zdarzeń sprzed tak wielu lat. Żeby uwierzyć, trzeba przystanąć, spojrzeć w ten pusty grób i posłuchać serca, a nie rozumu. I przyjąć tę prawdę z bojaźnią i wielką radością.
Moja Galilea jest tam, gdzie spotkałam żywego Jezusa. Jezusa, który podszedł do mnie, spojrzał na mnie swoim kochającym wzrokiem i powiedział: „Nie bój się. Ja jestem.” Moja Galilea jest tu i teraz, w rozpędzonym mieście podążającym za tym wszystkim, co oferuje współczesny świat. Żyjemy w pośpiechu, próbując dotrzymać mu kroku i tak wielu rzeczy nie jesteśmy w stanie dostrzec, zauważyć. Ale nawet w tym biegu donikąd, staje przed nami Jezus i pozdrawia nas tak serdecznie, jak pozdrowił bliskie Jego sercu kobiety: Witaj! Jestem tu, bo chcę, abyś nie był sam. Jestem, abyś uwierzył, że ten pusty grób jest prawdą. Jeśli chcesz, możesz jak Tomasz włożyć rękę do mego przebitego boku i dotknąć moich ran. Niczego od ciebie nie oczekuję; chcę tylko, abyś pozwolił sobie uwierzyć.
Każdy, kto odnalazł w swoim życiu Galileę, nie chce już z niej powracać. Moja osobista Galilea, w której spotkałam zmartwychwstałego Chrystusa dała mi wolność i otworzyła szeroko oczy. Ujrzałam świat ze wszystkimi jego drobiazgami i szczegółami, których nie można dostrzec biegnąc. To spotkanie, którego doświadczyłam tak, jak kobiety spieszące od grobu, uczyniło mnie szczęśliwą. Tak po prostu, po ludzku szczęśliwą.
Nie potrzebuję dowodów, których żądał Tomasz. Nie analizuję nieprawdopodobieństwa zadrwienia sobie ze śmierci; po prostu wierzę, bo otrzymałam tę łaskę w drodze do Galilei. Mojej osobistej Galilei.
Ty też ją masz. Jeśli jeszcze jej nie odnalazłeś, nie ustawaj w drodze; a jeśli ta droga prowadzi cię donikąd, zacznij od początku. Przyjdź do grobu Jezusa i spójrz w tę pustkę, która świadczy tylko o jednym – o tym, że Jego tam nie ma. On stoi obok ciebie, delikatnie kładzie ci dłoń na ramieniu i wciąż, nieustannie mówi, abyś powierzył Mu swój lęk i wszystko to, co boli i doskwiera, wszystko czym poraniło cię życie; wszystko co cię przerosło. On to od Ciebie weźmie i już nigdy nie zostaniesz sam, choćby wszyscy ludzie cię opuścili. Jeśli tylko pozwolisz sobie uwierzyć.
Leave a Reply