Często wspominam moją podróż do Lourdes, podróż nie do końca spełnioną, bo z powodu ubrania – turystycznego, uważanego wtedy za niewłaściwe – nie mogłam się zbliżyć do miejsc świętych. Kiedyś takie były czasy, co nie znaczy że wszystko to było niedobre. Młodzi ludzie są pełni optymizmu, a więc nie potrafiłam sobie wyobrazić, że minie kilkadziesiąt lat, a drugiej okazji wizyty w Lourdes wciąż nie będę miała…. Wiele rzeczy czasem tak odkładamy “na potem”, “na jutro”, “do następnej okazji”, a tymczasem życie ma dla nas zupełnie inne plany. I tak do dziś nie mogę sobie darować, że kiedyś zlekceważyłam zaproszenie na koncert Edith Piaf, bo drugiego już nigdy, nigdy, nigdy nie dostałam! I to jest ten problem – powiedzieć “tak” gdy otrzymuje się szansę od losu. Nie kaprysić, nie szukać wymówek, nie wykręcać się tak zwanymi ważnymi powodami. Tylko zwyczajnie skinąć głową, i zaakceptować.
W ten właśnie sposób odpowiedziałam na pierwsze zaproszenie na rekolekcje, ten wspaniały fitness duchowy chrześcijanina. Po prostu, po którejś z mszy świętych w mojej parafii, jakieś miłe młode osoby rozdawały karteczki z terminami rekolekcji. Powiedziałam sobie: oto jest zaproszenie samego Pana Jezusa. Jakże mam z niego nie skorzystać? I poszłam. Trwały one kilka tygodni, poprzedzielane cotygodniowymi spotkaniami, i wreszcie uporządkowały moje dotychczasowe życie. Życie może nie jakieś specjalnie zabałaganione, ale dalekie od świadomej celowości.
Potem były następne zaproszenia, już na inne rekolekcje, w innym czasie. I potem jeszcze następne. W ten sposób pozbyłam się depresji, nadmiernej nerwowości, nieopanowania, różnych niepokojów serca. A także – bólów głowy, bezsenności, i wielu, wielu innych dolegliwości i przypadłości psychosomatycznych. Aż trudno opowiedzieć, jak bardzo zmieniło się moje życie. I zmienia się nadal, bo oczywiście już wiem, co mi jest potrzebne najbardziej, i dalej pracuję nad sobą. Wszyscy dookoła uganiają się za różnymi rzeczami, a ja nie. Nie muszę. Nie chcę. Jest mi dobrze z tym co mam.
Teraz jestem osobą zadowoloną z życia i swojego losu, choć wciąż jestem tylko biedną i samotną emerytką. Chociaż tak naprawdę nic się w moim życiu nie zmieniło na lepsze, a nawet wiele pogorszyło, to jestem teraz osobą szczęśliwą i pogodną. Bardzo szczęśliwą.
Leave a Reply