Dzwoni telefon w pokoju hotelowym.
– Czy to Pan zamawiał budzenie na szóstą? To szybciutko szybciutko…. bo już niedługo…. siódma!
Tak to miałam zacząć sobotni tekst, ale wczoraj po prostu nie miałam felietonu Kochane życie. Nawet nie miałam Myśli na dobry dzień, które zaczynam dopiero jutro, czyli w poniedziałek. A tak zależało mi właśnie na sobocie. Pewnie Państwo są zaciekawieni, dlaczego tak przyczepiłam się do tej soboty. Otóż w sobotę odbywał się między innymi różaniec męski. Tak, tak. To nie przesłyszenie. Ten Męski Różaniec-Warszawa to Nabożeństwo Pierwszych Sobót Miesiąca wynagradzające Niepokalanemu Sercu Maryi. Zaczyna się Mszą św. w Bazylice Archikatedralnej Św. Jana Chrzciciela rano, o godz. 8:00, a potem odmawiany jest różaniec na Krakowskim Przedmieściu, od godz. 9.00. Dlatego rozpoczęłam od porannej pobudki na zamówienie.
Nie wiem, jak inni na to reagują ale mnie zawsze jakoś dziwnie wzrusza widok mężczyzny – zajmującego się dzieckiem, sprzątającego, odprowadzającego starszą osobę do lekarza, myjącego okna, a nawet zajmującego się kuchnią w fartuszku z jakimś hasłem, widziałam raz pana domu w takim fartuszku z napisem: „Mąż gotuje – żonie smakuje”. I to są te momenty gdy objawia się prawdziwa męskość, która potrafi być zdrowo-pokorna. Ale tego wcześniej nie zauważałam, że mogą odmawiać i różaniec. A może nie miałam okazji, bo nie jeździłam choćby do Piekar Śląskich. A tym razem, tak zwyczajnie na środku ulicy, silna męska grupa, z różańcami w ręku, głośno odmawia tenże różaniec nawet w trakcie klękając na bruku w środku miasta, i wygląda, że wtedy nie boją się już niczego i nikogo.
Leave a Reply