Dzieci

Poranne rytuały

W naszym domu są takie chwile, kiedy robi się straszliwie tłoczno i ciasno. O poranku wszyscy wyruszają do swoich zajęć, buty bawią się w chowanego, a czapki i chustki na szyję tajemniczo znikają. Przedpokój podstępnie pręży ściany, by maksymalnie utrudnić przejście do drzwi. Na progu pojawia się jeszcze jedna przeszkoda. Kupka nieszczęścia.

Nasz najmłodszy, półtoraroczny synek, który codziennie rozpacza, że zostanie w domu sam, bez rodzeństwa, że go nie zabierają. Na nic nasze poranne próby, by go nie obudzić. Piotruś ma o poranku słuch godny zatrudnienia w jakimś wywiadzie. Wychwytuje już pierwsze, wrogie dźwięki budzika, by pełną piersią oznajmić, że wstał. Jest gotów do działań i liczy na to, że tym razem się uda.

Mieszkamy na obrzeżach dużej miejskiej aglomeracji i to w mieście są szkoły dzieci i praca taty. Z tego powodu życie rozpoczynamy dość wcześnie. Już o 6.30 gimnazjaliści są gotowi by ruszyć do swoich wyzwań a o 6.45 z tatą wyrusza reszta.

Piotruś po nerwowym zjedzeniu kanapki pilnuje towarzystwa i pojawia się wraz ze wszystkimi w przedpokoju. Tym sposobem chaos jest jeszcze większy. Pierwsze oznaki żalu pojawiają się po wyjściu Jacka i Marysi. To wtedy rytualnie zasiada na progu i zaczyna gadać do siebie. Chyba o konieczności pilnowania pozostałych. Biedak protestuje, kiedy go stamtąd zabieram. Wyrywa się i dramatycznie wyciąga ręce do rodzeństwa opuszczającego domowe pielesze. Do taty, który daje złudną nadzieję podchodząc na pożegnalnego buziaka. Leją się łzy.

Pędzimy do kuchni, by tam przez okno obserwować „załadunek” samochodu i pomachać na dowidzenia. Piotruś ożywia się na chwilę, by po odjeździe rodzinnego autobusu załamać się i potulnie wrócić do łóżeczka.

Nie ma rodzeństwa, można marnować czas na spanie. Powtarza się to co dzień. Serce nam się kroi, bo jak wytłumaczyć, że to chwilowe, że wrócą, że kochają. W jego oczach widzę jak intensywnie myśli o tej niedalekiej przyszłości kiedy uda mu się przechytrzyć wszystkich i wymknąć wraz z rodzeństwem.

Mnie boli serce, bo wiem, że ma rację i niedługo również ruszy do swoich spraw. Na razie mogę całować i pocieszać mojego malucha, cieszyć się, że mamy czas dla siebie. Ale już niedługo.

Photo: MGD_photography / Source / CC BY

O autorze

Justyna Walczak

Z wykształcenia lekarz, mama 10 dzieci. Pisze ciągle (na blogu), czasami publikuje we Frondzie. Ma na swoim koncie książkę "Dom pełen kosmitów". Czasami towarzyszy przy porodach domowych.

Leave a Reply

%d bloggers like this: