Nie wiem jak Państwo ale ja w tym roku jakoś wyjątkowo niecierpliwie czekałam na te Święta. Choć ostatnie tygodnie nie nastrajały optymistycznie, gdy widziałam wiele pustych ławek w kościele, to jednak wierzyłam wciąż i nieustannie, że ta piąta tajemnica radosna – odnalezienie Pana Jezusa w Świątyni – wypełni się i tym razem żywą treścią… Bo bardzo potrzeba nam czegoś żywego, prawdziwego, autentycznego. Głód Boga – to dokładnie odczuwałam przez miesiące zaleconej izolacji od marca do czerwca… I gdy już wyszłam z domu, to jakbym dostała skrzydeł! No niestety, ani telewizja ani radio nie zastąpią żywego uczestnictwa w mszy świętej. I przypomniałam sobie te wszystkie lata, gdy nie było żadnych ograniczeń, a ja wyliczałam skrupulatnie, kiedy powinnam, a kiedy niekoniecznie mam być w kościele… Jak dzisiaj się z tym czuję, nie muszę Państwu opowiadać, bo to są te lekcje jakie otrzymujemy od życia.
A czasami wydarza się i coś więcej… Oto zbliża się moment rozwiązania, jakby na zamówienie na same święta, i przyszła matka już jedzie do renomowanego szpitala gdzie była pod opieką i miała rodzić, bo czuje swój czas. Ale tam mówią że jeszcze nie pora, i niech wraca do domu! Ojciec jedzie więc po córeczki do przedszkola. A w międzyczasie w domu się zaczyna i dopiero jest zamieszanie! W akcję wplątana jest policja pozaregulaminowo eskortująca w ulicznym korku samochód dziadka zdążającego z pomocą, babcia też już odpaliła auto z drugiej strony, z jeszcze innej nadjeżdża tato z córeczkami, zaś w trakcie grane jest pogotowie zamówione przez młodocianego dostawcę pizzy, wystraszonego przez szpitalną dyspozytorkę, że będzie odbierał poród, i potem już tylko szybka jazda do najbliższego zwyczajnego szpitala, gdzie po 7 minutach od chwili dotarcia na miejsce, na świat przychodzi nowy człowiek, chłopiec! Tak, to kolejny mój prawnuk. Mam ich już razem siedmioro! I chwała Panu!
Photo by Irina Murza on Unsplash
Leave a Reply