Dla tych, którzy muszą mówić kazania
Wielebny John Johnson III wygłosi dla nas prelekcję pt. Nihilistyczna soteriologia Juana de la Cruz. Albo mówiąc bardziej zrozumiale – omówi świętego Jana od Krzyża naukę o zbawieniu w epoce bezsensu. Czyli Janowe 5 razy NIC. Popatrzmy na Wielebnego JJ (dżej dżeja), który we współczesnym świecie cieszy się rosnącą popularnością. Wielebny JJ to taki religijny DJ – di dżej, jego ambicją jest nieustające uwielbienie tłumów. Mówi nie tyle „dla chwały Bożej”, ale po to, by zdobyć rozgłos. Taki inteligentny na ambonie, że aż zęby bolą. Nie da się słuchać jego wymądrzania i popisów oratorskich. Niestety, kaznodzieja robiący wszystko, by zaskarbić sobie uznanie, goniący za owacjami na siedząco, robiący za dyżurną gwiazdę mediów – to dzisiaj dość często spotykany osobnik.
Okazuje się, że JJ-je posiadają swoich admiratorów. Zmanierowani i snobistyczni uczestnicy liturgii, którzy hodują swe intelektualne (a właściwie pseudointelektualne) ambicje, biegają od jednego kościoła do drugiego, by posłuchać inteligentnych wywodów kolejnego „mistrza” słowa. Zamiast pokornie posłuchać prostego kapłana, który wyjaśni zawiłości egzegezy (czyli powie, o co chodzi w historii zbawienia), który wprowadzi w tajemnice sakramentów i nauczy życia modlitwą – wyznawcy intel-księży ciągle chcą być „na fali”. Zamiast wiary, która opiera się na fundamencie tradycji, oni poszukują teologicznych nowinek i oryginalnych interpretacji.
Tymczasem prawdziwy kaznodzieja nie mówi na pokaz, nie chce „olśniewać” swoich słuchaczy. Potrafi zainteresować siedmioletniego Wojtka i 88-letnią Panią Franciszkę. Dobrze wie, że w prostocie jest siła. Zwyczajne słowo przynosi owoc, jeżeli tylko Pan Bóg da łaskę. W mówieniu kazań idzie właśnie o to, a nie o epatowanie erudycją, po którym zostaje smutna refleksja: Jakie Ksiądz mądre kazanie powiedział! Takie mądre, że… nic z niego nie zrozumiałem!
Takich zwyczajnych, Bożych kaznodziejów wypada szukać. Bo dobry kaznodzieja to prawdziwy skarb. Po czym go poznajemy? Nic trudnego: już na pierwszy rzut oka widzimy, że nasz kaznodzieja mówi do ludzi po ludzku, nie szczerzy się do słuchaczy, nie ma w sobie parcia na szkło. Na drugi szept ucha słyszymy, że nie ma w jego głosie egzaltacji, pretensjonalności albo megalomanii. Mówi, co ma powiedzieć i nie przejmuje się tym, „jak wypadnie”. Na ambonie nie wolno drżeć niczym osika:
oj, żebym się nie naraził,
żebym się nie skompromitował,
żebym tylko zyskał aprobatę słuchaczy!
To trochę jak w szkole – maturzysta mozoli się podczas egzaminu dojrzałości, aby ruszyć na studia, a tam… szuka genialnych profesorów! Otóż wcale nie potrzebujemy „genialnego” profesora, pedagoga, oratora – wystarczy mówca zwyczajny… dzięki któremu staniemy się genialni. Taki, który poprzez cierpliwą, pokorną pracę sprawi, że zapali się to w nas iskra genialności. Boża iskra. Nie wystarczyć być [bowiem] genialnym, jak uczy Baltazar Gracjan w swoim Brewiarzu dyplomatycznym. Do zdolności codziennie należy dodawać pracę. I ufność w Boże miłosierdzie. Jeżeli celebryta w sutannie (bądź gwiazdor w habicie) tego nie czyni, wówczas szybko zejdzie na manowce (czyli na psy). Oryginalne i błyskotliwe teologie, które zachwycały tłumy wielbicieli, zamienią się w kompletne herezje, prowadzące prosto w objęcia Antychrysta. Czy „troszkę” nie przesadzam…? Ależ skąd, wszak wyznawcy dekonstrukcji odrzucają tradycję, by w jej miejsce produkować antyteologiczne bzdury – ich celem jest kult nicości. Święty Jan od Krzyża w odwróceniu.
Tymczasem John Johnson III ocknął się, rzucił płomienne spojrzenie na zgromadzone audytorium, i powiedział: Jak nauczali moi wielcy poprzednicy, John Johnson I oraz John Johnson II, „lepiej być mądrym wśród mądrych niż samotnym głupcem”. Dość już tych werbalnym popis(k)ów… zapraszam do modlitwy. Bo modlitwa jest dobra na wszystko.
Ilustracja: Dalia T. Dali
Leave a Reply