Ukryj mnie Panie w twoim płaszczu w twoich ranach
Bo w ruinę pełną mroku obraca się dom twego sługi
I wysycha jezioro żywej krwi u stóp drzewa krzyża
Z którego pije gołąbka z gałązką oliwną w dzióbku
Przepowiadająca być może pokój lub być może wojnę
Zmyj plecy rozorane batem którym smaga mnie świat
Gdy klęczę przed tobą przed twoim cichym ołtarzem
Szepcząc i szukając także i twoich dłoni matko ma
Chcąca mnie skryć w swoim maforionie oazie pokoju
Darować klucze do bramy niebieskiej wieży z kości
Bo czy wtedy mikrokosmos obejmie mnie jednością
A makrokosmos odbije się w naszych oczach stwórco
Gdy stopy obmyje woda z twojej misy łagodząca ból
I prześcieradło nie będące całunem ale bielą szat
Zbawionych w tobie przebudzony Baranku ku radości
Czy spadnie wtedy z serca gwiazda olbrzymi kamień
Który ciąży i był niby ptak zmęczony długim lotem
Pochwycisz mnie wtedy ty któryś jest okryty ciszą
W dłonie w ich promienie ciepło tam gdzie spocznę
Przed Nią nieskończoną tajemnicą cudem tej istoty
Leave a Reply