Niebo pełne dronów nade mną i nihilistyczna pustka we mnie, westchnął współczesny Kant i zapadł w sen. Może jeszcze nie zimowy, ale już listopadowy. Sen pełen snów… W pierwszym śnił, że jest uczonym żyjącym w średniowieczu, że z pokorą i pracowitością studiuje święte księgi, że przepisuje (wszak ksero jeszcze nie zostało wynalezione) w swoim scriptorium całą wiedzę świata. Że jest pielgrzymem, który podąża w stronę Mądrości.
W drugim śnie współczesny Kant przenosi się w erę oświeceniową. Niczym egipska mumia (cały w bandażach, ponieważ gwałtowne „oświecenia” spadły na niego niczym grom z jasnego nieba, więc poparzony jęczy i płacze: Dobrze, że to tylko poparzenie, a nie Covid!), z zadowoleniem patrzy na wieki średnie, na pokornego i pracowitego mnicha, który studiował tajemnice mądrości. Oświecony uczony nie chce być mnichem: zamiast pokory pragnie oświeconej pychy – zamiast pracowitości wybiera leniwe iluminacje. Im głupszy, tym głośniej woła: Niech żyje rozum!
W trzecim śnie współczesny Kant widzi obok siebie wrzeszczące tłumy: To jest wojna!, Precz z klerem!, Aborcja jest prawem człowieka! Przerażony budzi się i myśli – jak przystało na prawdziwego Kanta – „aborcja prawem człowieka?” Gdyby zastosować do tego dziarsko wykrzykiwanego hasła mój imperatyw kategoryczny, świat byłby pusty.
Ach, jak dobrze, że to był tylko sen.
Leave a Reply