Urodziło się dziecko rumiane.
Powiedziała woda misce,
Miska – ławie,
Ława – trawie,
Trawa – łące,
Łąka – słońcu.
Słońce
Zajaśniało.
Uwielbiam ten wiersz. Jest jak promień światła, który pełznie, rozszerza się, by wybuchnąć potęgą w zjednoczeniu ze słońcem. Jest jak macierzyństwo, początkowo nieświadome, by eksplodować, gdy po raz pierwszy mama czuje zapach własnego dziecka. To moje nowe szczęście, to moja totalna rewolucja życiowa, to mój pierwszy krok na ścieżce pełnej przygód. Ten wiersz Anny Kamieńskiej pt. „Urodziny” był pierwszym wierszem, którego nauczył się na pamięć mój najstarszy syn.
Powód? Był umieszczony na pierwszej stronie książeczki „Mój pierwszy album”, którą kupiłam, jako świeżo upieczona mama. Odkąd dostrzegł, że istnieją na świecie książki, codziennie, albo parę razy dziennie wertował ten albumik z obrysem dłoni i stópki, ze zdjęciami i gratulacjami, otrzymanymi, gdy się urodził. Słuchał melodyjek z kartek dźwiękowych. Przeżywał tę książeczkę za każdym razem, jakby widział ją po raz pierwszy. Ja też…
Tak było także z młodszymi pociechami. Każdy grzebał przy swojej, zazdroszcząc przy okazji rodzeństwu innych „atrakcyjnych” wpisów.
Dzieci uwielbiają słuchać wspomnień, szczególnie tych, które były częścią ich życia. Nigdy im się nie nudzą, choć słyszą je po raz n-ty. Będąc nastolatkami ciągle śmieją się z tych zabawnych sytuacji, barwnych historyjek i z formy przekazu rodziców. To niesamowicie wiążące i budujące więzi rodzinne.
Uwielbiam oglądać zdjęcia i przy ich okazji wspominać wspólnie różne chwile, sytuacje i przeżycia z nimi związane. Pamiętam każdy szczegół, nawet swój nastrój, jaki mi wtedy towarzyszył, drobne i zabawne sprzeczki. Moje dzieciaki nie lubią, szczególnie teraz, jak pstryka im się fotki, ale chętnie i z zadowoleniem wracają do nich po pewnym czasie. Zawsze mówię im: „to dla matki na starość”. Łypią spod oka niechętnym spojrzeniem i mruczą pod nosem, ale posłusznie ustawiają się do zdjęcia.
Fotografie kocham bardziej, niż filmy. Można się przy nich zatrzymać dowolną chwilę i powspominać. Można odkryć niezauważone wcześniej szczegóły i osoby. Są jak wehikuł czasu. Otwierasz album, lub folder w komputerze (jak kto woli) i podróżujesz w czasie i przestrzeni. Są jak bursztyn, który zawiera zatopione w sobie, świetnie zachowane inkluzje roślin lub owadów.
Bycie mamą nie jest proste, bycie mamą często bywa bolesne i smutne, zatroskane i zmęczone. Na dodatek trzeba jeszcze wyważyć i dawkować wszystko w odpowiednich proporcjach, jak w przepisie na skomplikowane ciasto. Dodasz czegoś za dużo albo za mało i wyjdzie zakalec…Będziesz wyręczać, skrzywdzisz nadopiekuńczością i wychowasz „życiową niedojdę”. Z kolei, zbyt duże wymagania i rygor mogą doprowadzić do tego, że dziecko nie podoła, nie sprosta i „złamiesz mu kark”. Tak łatwo wychować zarozumiałego snoba albo zakompleksioną i zalęknioną istotkę. Nie chwalisz, a jedynie ganisz – dziecko nie czuje się dowartościowane. Przesadnie pompujesz w nie poczucie geniuszu i wyjątkowości – wyrasta bufon, który w zderzeniu z brutalną rzeczywistością pada znokautowany. Staram się unikać skrajności jak ognia. Nie zawsze wychodzi zważywszy na mój temperament.
Największy bój mama musi stoczyć z własnym wyobrażeniem na temat dziecka, jego przyszłości i oczekiwań względem niego. Bywa, że często rozmijają się z Bożym Planem. Ciągniesz dzieciaka w swoją stronę, naginasz go, a materiał nie puszcza. Trzeba mieć dużo pokory, żeby odpuścić i stać z boku jak Maryja, która zachowywała wszystko w swoim Sercu i była posłuszna Woli Bożej. Trzeba mieć dużo pokory i odgniecione kolana… W nagrodę wystarczy mi zwyczajne: „kocham Cię Mamulko” i wychodzi słońce.
Życzę Wam Mamy, Mamusie i Mamulki tej Miłości matczynej, która ma wyczucie, która we wszystkim umie znaleźć złoty środek. Życzę siły i siedmiu Darów Ducha świętego. Z takim zapleczem wychowamy nasze dzieci na wspaniałych ludzi.
Foto: howardignatius / Foter / CC BY-NC-ND
Leave a Reply