Słyszałam ostatnio następującą anegdotkę. Czym się różni człowiek północy od człowieka południa? Otóż człowiek północy planuje swoje życie, uczy się żeby potem dobrze zarabiać, kupić dom, założyć rodzinę. A u człowieka południa horyzont – to najbliższy obiad. Nie wiem, ile jest w tym prawdy. Panuje jednak przekonanie, że ludzie południa są leniwi. Na co mój śp. Tato miał zawsze kontrargument: jeśli u nich jest tak gorąco, to każdemu by się odechciało pracować…
Faktem jest jednak, że ta przypowiastka odzwierciadla dwie ludzkie postawy. Życie na dziś i życie dla przyszłości. Obie wizje mają swoje racje (i trudno jest jednoznacznie określić, jaki model życia jest właściwy. Ale na pewno warto zastanowić się nad sobą, jaki model panuje w moim życiu).
Odwiedzałam niedawno w szpitalu bliską osobę. Ciężko chorą. Jej horyzont – wypisz wymaluj był taki, oczywiście z konieczności, jak człowieka południa. Aby do obiadu, aby do obchodu lekarskiego, aby do mierzenia temperatury, aby do kroplówki, a potem – po kroplówce. Pomimo to, przy niektórych łóżkach, na nocnych szafkach, można było zobaczyć święte obrazki. Co by świadczyło, że jest coś jeszcze w tym doczesnym świecie, co wykracza poza jego ramy. Czyli, że horyzont bywa szerszy niż do dyżurki pielęgniarek.
Horyzontem duszy każdego człowieka jest życie wieczne. Czy myśli on o tym, czy nie i tak go to kiedyś czeka. A życie wieczne ma tylko dwie opcje. Niebo lub piekło. Mówię dwie opcje, bo przecież czyściec jest przedsionkiem nieba, więc kiedyś się tam zawsze dojdzie. I o tych dwóch opcjach warto więc czasem pomyśleć dokonując różnych życiowych wyborów.
I na koniec pytanie retoryczne. Czy temu, kto ma niebo na ziemi, potrzeba jeszcze czegoś więcej?
Photo by Sharon McCutcheon on Unsplash
Leave a Reply