Dzień niepodległości obchodzony jest w Ghanie 6 marca, w rocznicę proklamowania niepodległości tego kraju w 1975 r. W tym roku jednak dzień ten przypadł w sobotę, więc święto, jako dzień wolny od pracy, przeniesiono na poniedziałek, 8 marca. Był to dzień wolny od pracy także w Nuncjaturze. Postanowiłem skorzystać z wolnego dnia i odwiedzić ogród botaniczny w Aburi, znajdujący się prawie na przedmieściach Ghany. Ogród zajmuje powierzchnię 64,8 ha. Został otwarty w marcu 1890 r. Jego założycielem był brytyjski gubernator, wtedy jeszcze Gold Coast (Złote Wybrzeże),William Brandford-Griffith i dr John Farrell Easmon, lekarz medycyny, pochodzący z Sierra Leone. Przed założeniem ogrodu znajdowało się w tym miejscu sanatorium dla urzędników rządowych zbudowane w 1875 r. W 1890 r. William Crowther, student z Królewskich Ogrodów Botanicznych w Kew w Wielkiej Brytanii, został pierwszym kustoszem tego ogrodu botanicznego. Ogród w Aburi odegrał ważną rolę w rozwoju produkcji kakao w południowej Ghanie, dostarczając tanich sadzonek kakao i informacji o nowoczesnych metodach jego uprawy. Przyczynił się także do rozwoju produkcji kauczuku w tym kraju.
Tyle historia tego miejsca, które wznosi się na imponującym wzgórzu u wrót Akry, dzięki czemu klimat jest tutaj trochę inny, to znaczy jest dużo chłodniej aniżeli w stolicy. Przy zakupie biletów widać rozróżnienie cenowe dla cudzoziemców i obywateli Ghany. Oczywiście, cudzoziemcy płacą więcej (uwzględnione jednak zniżki dla dzieci i studentów). Po przekroczeniu bramy ogrodu od razu w oczy rzuciła mi się duża liczba osób: bądź będących w ruchu, bądź też zwiedzających lub też spoczywających na krzesłach, lub bezpośrednio na trawie, w większych lub mniejszych grupkach. W niektórych miejscach ogrodu, znalazły się grupki gromadzące się nawet przy grillach. Miało się wrażenie, jakby ogród botaniczny przekształcił się w park wypoczynkowy. Szczerze powiedziawszy, w Akrze nie ma parku z prawdziwego zdarzenia. Przemierzając alejki ogrodu natknęliśmy się także na bary i stoiska z żywnością. Spotkaliśmy także grupki zwiedzających z przewodnikami, którzy odkrywali przed zwiedzającymi tajemnice ogrodu. Nawet dla kogoś, kto specjalnie nie ma zbyt wielkiej wiedzy botanicznej, od razu rzuca się w oczy różnorodność występujących tutaj drzew i krzewów. Przed niektórymi okazami flory zachowały się nawet tabliczki informacyjne. Niestety, w większości były one już nie do odczytania, ze względu na upływ czasu, który sprawił, że napisy zaczęły znikać, a same tabliczki pokryły się nieznanymi dla mnie porostami. W każdym razie dobrze jest poznawać z bliska bogactwo ghańskiej flory, zgromadzonej w tak dużej ilości na tak małej przestrzeni. Gdzieniegdzie można było spotkać budynki, jeszcze z czasów brytyjskich, które bez konserwacji nie potrafiły się oprzeć działaniu czasu, ale jednak jeszcze skutecznie z nim walczyły. W ogrodzie widać też było wiele nowych budowli, powstałych już w niepodległej Ghanie. Z dobiegających odgłosów z niektórych grup zrozumiałem, że były to spotkanie ewangelizacyjne. Prowadzący z wielkim dynamizmem opowiadali o Jezusie, a zgromadzeni co jakiś czas odpowiadali „Amen”. Z formy i treści prowadzonych nauk można było wywnioskować, że były to raczej grupy protestanckie. Zauważyłem, że wśród przechodzących nikogo to nie dziwiło i nikomu to nie przeszkadzało. Ciekawe, czy dzisiaj w Polsce tego typu spotkania w parkach publicznych spotkałyby się z życzliwą tolerancją, jak to ma miejsce w Ghanie?
Leave a Reply