Podczas kolejnej podróży do Cape Coast postanowiłem zwiedzić sławne wiszące mosty, a raczej kładki, które znajdują się w parku narodowym „Kakum”, a przy okazji odwiedziłem „Chatę Hansa” i krokodyle. Jest to jedna z atrakcji turystycznych, która często pojawia się w różnych przewodnikach turystycznych, jako rzecz warta obejrzenia. Zanim utworzono tutaj park narodowy w 1992 r., powstał w tym miejscu – jeszcze pod rządami brytyjskimi – rezerwat przyrody (1931 r.). Wiszące mosty, w liczbie siedmiu, zostały zbudowane przez dwóch kanadyjskich alpinistów w 1990 r., przy pomocy ghańskich pracowników, jak zaznaczył z dumą przewodnik. Ostatnio dobudowano jeszcze jeden most, dzięki któremu można zakończyć wędrówkę po przejściu pierwszego etapu, gdyby ktoś doszedł do wniosku, że poziom strachu na dany dzień został już u niego wyczerpany. Co prawda w najwyższym miejscu most zawieszony jest tylko na wysokości 40 metrów, ale wrażenie dużej przestrzeni sprawiają znajdujące się w pobliżu olbrzymie drzewa. Mosty przypominają trochę te z filmów Indiana Jones, wykonane są z grubych lin, które w przeciwieństwie do mostów filmowych jednak nie pękają. Po bokach, dla bezpieczeństwa, przestrzeń między linami wypełniona jest siatką. Zwiedzanie, w którym uczestniczyłem, trochę się różniło od standardowej trasy, ponieważ jeden z elementów mostu znajdował się w remoncie, więc po przejściu połowy drogi, trzeba było wracać tą samą trasą. W normalnym trybie mosty zataczają krąg i wraca się do punktu wyjścia. Jednak naprawdę wielkie wrażenie robią potężne drzewa tworzące las, których dotąd jeszcze nie widziałem w Ghanie (co nie znaczy, że nie ma ich w innych miejscach, jednak jeszcze tam nie dotarłem).
Do miejsca, gdzie zostały umieszczone mosty, prowadziła dość stroma droga, wyłożona nie mniej stromymi kamieniami. Przewodnik co jakiś czas zatrzymywał naszą grupę i opowiadał o co ciekawszych okazach drzew i ich zastosowaniu w tradycyjnej medycynie. W ofercie parku była jeszcze dodatkowa trasa na obejrzenie miejscowej flory, ale ze względu na zbliżający się deszcz „darowaliśmy” sobie oglądanie egzotycznych kwiatów i roślin. Przy symbolicznej bramie wyjściowej, na zielonej tablicy, umieszczony był napis w języku angielskim: You survived. Please, hand over your badge here. Good bye – „Przeżyłeś, oddaj twoją plakietkę tutaj. Do widzenia”.
W drodze powrotnej do Cape Coast zatrzymaliśmy się w „Hans Cottage”, czyli w Chacie Hansa. Imię zabrzmiało swojsko, przypominając kraj naszych zachodnich sąsiadów. Chata Hansa to restauracja położona pomiędzy malowniczymi stawami, i mały hotelik. Kiedy tam przybyliśmy, nie było nikogo. Ks. Bonawentura, który był naszym opiekunem, wreszcie znalazł kogoś z obsługi i wyjawił nasze życzenie, że chcieliśmy zobaczyć krokodyle. Nasz przewodnik objaśnił nam, że struktura ta powstała ponad trzydzieści lat temu, a jej właściciel odkrył przypadkowo obecność krokodyli. Od tego odkrycia rozpoczęła się opieka na krokodylami. Aby zniechęcić je do ataków na istoty żywe, głównie chodzi o gnieżdżące się tutaj ptaki, jak też i przybywających turystów, są dokarmiane głównie częściami zbitych już kurczaków, gdzie już nie ma krwi. Przewodnik zaprowadził nas nad jeden ze stawów, po czym zaczął gwizdać i na kiju zawiesił wnętrzności kurczaka. Po chwili na spokojnej tafli stawu pojawiły się krokodyle oczy, które zaczęły płynąć w naszą stronę. W ciągu kilku sekund pojawiły się następne i dwie krokodyle postaci ukazały się przy brzegu. Jeden z nich zwinnym susem wyskoczył i chwycił zdobycz wiszącą na kiju. Potem podpłynął jeszcze trzeci. Wkrótce niemrawo zaczęła wychodzić na brzeg cała trójka. Nasza obecność wcale ich nie peszyła. Kiedy już były na brzegu, przewodnik powiedział, że możemy je… pogłaskać. Najpierw pogłaskał jednego ks. Marino, a potem ja. Dziwna rzecz, ale kiedy dotknąłem krokodylego grzbietu, skóra już była sucha. Pomimo że przewodnik zapewniał nas, iż krokodyle są bardzo przyjacielskie, to jednak u trzeciego zauważyłem dziwny błysk w oku, jakby przygotowywał się do ataku. Chyba ten błysk dostrzegł także przewodnik, bo nagłym ruchem postawił kij przed paszczą krokodyla. Po chwili krokodyle zostały zagonione do wody. Poszliśmy jeszcze do drugiego stawu, gdzie był największy okaz, ale tego już nie głaskaliśmy. Przewodnik zwabił go, sypiąc karmę dla ryb, co przyciągnęło także krokodyla.
Trzeba powiedzieć, że chata Hansa ma swój urok, nie tylko ze względu na krokodyle, ale także na obecność olbrzymiej ilości ptaków, ryb i różnych gatunków kwiatów. Krokodyle trochę przypominają smoki. Dlatego po ich zniknięciu w odmętach wody stawu, zapanowała niezwykła sielanka, żeby nie powiedzieć harmonia i pokój oraz podziw dla Stwórcy tego wszystkiego, co jest. Jak w zapowiedzi proroka Izajasza o czasach mesjańskich (Iz 11, 6-9):
Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem,
pantera z koźlęciem razem leżeć będą,
cielę i lew paść się będą społem
i mały chłopiec będzie je poganiał.
Krowa i niedźwiedzica przestawać będą przyjaźnie,
młode ich razem będą legały.
Lew też jak wół będzie jadał słomę.
Niemowlę igrać będzie na norze kobry,
dziecko włoży swą rękę do kryjówki żmii.
Zła czynić nie będą ani zgubnie działać
po całej świętej mej górze,
bo kraj się napełni znajomością Pana,
na kształt wód, które przepełniają morze.
Leave a Reply