Z Ewangelii według świętego Jana (15, 18-21)
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was miłował jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi. Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: „Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał”.
Jak minął tydzień? Ten Tydzień Fatimski, bo przecież w miniony piątek chcieliśmy, by Pani Fatimska uśmiechnęła się do tych naszych rozważań. Chcieliśmy stać się jak Łucja, Franciszek i Hiacynta. Ręka do góry, kto wytrwał w modlitwie różańcowej, bez złości, gniewu i kłótni, z życzliwą gębą dla bliźniego i jeszcze z szóstką w szkole (zamiast dwóch jedynek). I nie zapominajmy o majówkach, bo przecież maj wokół szaleje jak… Leszek Możdżer na fortepianie!
Tak tylko pytam o ten tydzień, który minął, bo… kto pyta – ten nie błądzi. A najlepiej, jeżeli pytania stawia Jezusowi, który jest naszym Przewodnikiem po drogach tego życia. I potrafi przyjść zawsze z pomocą. Posłuchajmy zatem uważnie dzisiejszej nauki: „Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził”. Jak to możliwe? Czyżby nagrodą za wierność i miłość było odrzucenie? Jeżeli nawet w 100% zachowamy Ewangelię i przeżyjemy w pokorze i pobożności siedem kolejnych dni, to nikt nas nie pochwali? Jak to możliwe?
Niestety, wielu jest takich, którzy mają w sobie ciemność i służą ciemności. Oni z nienawiścią patrzą na dobro, a świętość wzbudza w nich torsje! Dlatego Pan Jezus zapowiada: „Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować”. Mówi słowa prawdy, gorzkiej prawdy, aby za chwilę umocnić nasze lękliwe serduszka: „Nie lękajcie się, Jam zwyciężył świat”. A zatem… nie lękajmy się świata, bo jesteśmy w Drużynie Zwycięzcy – zwycięzcy piekła, śmierci i szatana. A nasza Matka nie pozwoli nas nigdy skrzywdzić.
I przestańmy narzekać! Gdzie jak gdzie, ale w naszej Ojczyźnie nieustannie możemy uczestniczyć w pobożnie sprawowanej Mszy. Posłuchajmy świadectwa:
Mieszkam w tej parafii już dwanaście lat, w tym czasie było kolejno trzech proboszczów, przewinęło się kilkudziesięciu kapłanów, a nie przypominam sobie takiego przypadku, by Msza święta nie była odprawiona z przekonaniem i przejęciem, które udziela się wiernym. To chyba coś mówi o polskim Kościele i jego duchowieństwie. Dlatego na każdej Mszy dziękuję Bogu za kapłanów, modlę się za nich, ze wzruszeniem i radością obserwuję wciąż napływające „młode kadry”.
Kiedy więc przekraczam w niedzielny poranek lub wieczór próg mojej parafialnej świątyni, czuję się ogarnięty przez modlitwę Kościoła, zanurzam się w niej z ufnością, włączam się w nią najlepiej, jak potrafię, ale nawet wtedy, gdy jestem rozproszony lub gdy zdarzy mi się na chwilę przysnąć ze zmęczenia, jestem spokojny, że nasza wspólna modlitwa, modlitwa Kościoła-Oblubienicy miła jest Bogu. Dlatego ośmielam się zawsze na Mszy świętej z ufnością prosić Ducha Świętego o siłę do życia, o pociechę w cierpieniu, o odwagę w pokonywaniu trudności i wyobraźnię w podejmowaniu ryzykownych przedsięwzięć. Składając swoje grzechy, słabości, niepokoje i troski, moje, a także moich bliskich, na barki ukrzyżowanego Chrystusa, przyjmując Go Zmartwychwstałego z wdzięcznością i miłością do swego serca, zgadzając się, aby je przemieniał w tajemniczy i nieprzewidziany dla mnie sposób, staję się nowym człowiekiem, gotowym do podjęcia trudów kolejnego tygodnia, cokolwiek by mnie w nim czekało.
Leave a Reply