Pewnie zdziwię, albo zdenerwuję niektórych tym stwierdzeniem, ale to, co w życiu jest/powinno być najważniejsze dla człowieka to nie podróże, kariera, rozwój osobowy.
Najważniejsza jest zdrowa i kochająca rodzina. I nie piszę tego z pozycji matki, ale także z pozycji dziecka. Każdy młody człowiek marzy o karierze, koncentrując się na niej tak bardzo, że zapomina lub nawet odrzuca myśli o rodzinie.
Nadprodukcja singli w obecnych czasach jest zatrważająca. Kariera młodych nie zawsze oznacza świetlany, wyidealizowany i wymarzony rozwój, czy własny, dobrze prosperujący biznes. Najczęściej kończy się na pracy na etacie i, co gorsza, w korporacji. Korporacje przycinają nas na miarę swoich potrzeb a z wielopłaszczyznowego rozwoju i młodzieńczej kreatywności pozostają jedynie starania o wypełnienie wskaźnika rocznego.
Gdy przekraczasz 40 lat nagle uświadamiasz sobie, że to, o co warto zawalczyć to rodzina, to, o kogo trzeba się troszczyć to bliscy. Koledzy z pracy mają własne ważniejsze sprawy, niż spędzanie czasu z tobą, a w pojedynkę wolnego czasu nie spędza się tak fajnie, ludzie balujący po klubach są coraz młodsi, a ty pozostajesz sam. Chodzenie do knajpek, kina, na koncerty i eventy nie zapełni treści życia.
Jeszcze raz powtórzę – jedyną ważną inwestycją w życiu jest kochająca rodzina. O nią warto się troszczyć, ona odwdzięcza ci się miłością, choć nie zawsze w idealny sposób, ale mimo wszystko ta miłość jest wierna. Ona daje siłę do życia, działania, tworzenia nowych rzeczy, podejmowania ryzyka, zmian, pracy nad sobą i kreowania marzeń. Wszystko robimy dla niej, nie dla siebie i dzięki temu czujemy się spełnieni i szczęśliwi. Nie oznacza to rezygnacji z własnego rozwoju, z rozwijania swoich pasji, czy talentów. Rodzina jest na tyle pojemna, że będzie wspierać wszystkie talenty, jakie w sobie nosimy. Otacza nas duża ilość samotnych ludzi, szwendających się po psychologach, terapeutach, uzależnionych od alkoholu, narkotyków, balowania, pornografii tylko dlatego, że nie mają kogo kochać, tylko dlatego, że w pewnym momencie zlekceważyli powołanie do życia w rodzinie albo szukali wyidealizowanej piękności lub wyszukanych doznań i warunków.
Już od dziecka młody człowiek uczy się żyć w rodzinie. Jeśli tę rodzinę świadomie opuszcza lub zaniedbuje – decyduje się na życie bez wsparcia, podbudowy. To ogromne ryzyko i wyrok wydany na siebie, skazując się na samotność. Od młodości budujemy rodzinę, w której funkcjonujemy troszcząc się o siebie nawzajem. W niej uczymy się swoich ról i obserwujemy role rodziców i dziadków. Obserwujemy ich, by stworzyć kiedyś swój własny, unikatowy dom, swój azyl bezpieczeństwa, na który nakładają się nasze rodziny pierwotne. To wsparcie i podbudowa, szczególnie modlitewna, starszych pokoleń to pancerz chroniący młodą komórkę przed rozpadem i złem tego świata. Z tego jak służymy rodzinie i ile w nią wnosimy zdamy kiedyś sprawę przed Panem.
Leave a Reply