Już w dziełach klasyków marksizmu możemy znaleźć myśl, że rodzina jest ostoją reakcji.
Trudno się z tą myślą nie zgodzić. Dla tego front walki rewolucyjnej coraz częściej z fabryk przesuwa się do domów rodzinnych. Rodzina jest pierwszym miejscem, w którym człowiek otrzymuje najważniejsze wskazówki kształtujące go na resztę życia. Nie wszystkie rodziny są doskonałe i dom rodzinny potrafi być również źródłem poważnych problemów niesionych następnie przez życie. Niemniej cywilizacja ludzka nie wymyśliła lepszej formy na socjalizowanie swoich młodych uczestników jak właśnie rodzina. To rodzina jest inkubatorem cywilizacyjnym, tu młody człowiek uczy się podstawowych umiejętności komunikacyjnych, uczy się budowania relacji z innymi ludźmi, poznaje język, kulturę historie i religię.
Szkoła może być, (choć nie musi, czego dowodzą doświadczenia nauczania domowego) ważnym uzupełnieniem, ale tylko uzupełnieniem.
Lewicowi „Dobroczyńcy Ludzkości” dostrzegali, że pozostawienie wychowanie dzieci rodzinie, pozostawienie ich „samopas” może dać niepożądane z punktu widzenia przemian ustrojowych efekty wstecznictwa. Dla tego już od XVIII wieku w ich głowach rodziły się plany przejęcia przynajmniej częściowej kontroli nad procesem kształtowania dzieci. Taki jest w gruncie rzeczy rodowód wszelkich Komisji Edukacji Narodowych, wszelkich Ministerstw Oświecenia Publicznego, owych masońskich tworów, których zadaniem było formowanie społeczeństwa wedle szablonu opracowanego przez Oświeconych… Owocem tej „troski” o losy społeczeństwa jest przymus szkolny, traktowany przez nas już teraz, jako coś oczywistego, ale mogący być w rzeczywistości narzędziem do indoktrynowania młodych ludzi.
W XX XXI wieku front walki przesunął się jednak dalej. Miała na to wpływ między innymi refleksja Szkoły Frankfurckiej z lat 20, która przeanalizowała przyczyny niepowodzenia rewolucji marksistowskiej w Europie. Członkowie szkoły doszli do słusznego poniekąd wniosku, że ciężko będzie wprowadzić zupełnie nowe społeczeństwo bez radykalnej dekonstrukcji dotychczasowej kultury.
Miejscem, gdzie człowiek się cywilizuje jest jak już powiedzieliśmy – rodzina. Dla tego, co jakiś czas możemy przeczytać książkę, tekst w prasie fachowej lub artykuł w piśmie popularnym dowodzący, że rodzina jest zjawiskiem bardzo szkodliwym – im szybciej ograniczy się jej prawa, tym lepiej, (dla kogo lepiej, chciałoby się spytać?)
Od wielu już lat obserwuję w polskiej dyskusji ten nurt, najczęściej pojawiający się przy okazji sporów wokół religii. Zwolennicy „państwa świeckiego”, czyli mówiąc otwarcie ateizacji społeczeństwa,posługują się często argumentem brzmiącym mniej więcej tak – W społeczeństwie jest wciąż jeszcze tak wielu ludzi wierzących, ponieważ są oni indoktrynowani od kołyski przez rodzinę. W ten właśnie sposób szkodliwy mem religijności, ten złośliwy wirus umysłu, rozprzestrzenia się przez kolejne stulecia. Należałoby, w imię postępu i szczęścia Ludzkości, zakazać przekazywania dzieciom przez rodziców nauki religijnej. Jak dorosną, jeśli będą chcieli, to sami wybiorą sobie religię. Jesteśmy w końcu tolerancyjnymi liberałami i nikomu niczego nie narzucamy.
W ciągu ostatnich lat padło z ust wielu wpływowych osób, polityków, profesorów (najczęściej socjologii i kulturoznawstwa…) wiele postulatów za zakazaniem prawnym chrzczenia dzieci przez rodziców. Wszystko motywowane konstytucyjnym prawem wolności sumienia…
Brzmi to jak ponury żart, ale nie zapominajmy, że dla opętanych jakąś myślą inżynierów społecznych nie istnieją rzeczy niemożliwe.
Ostatnio, na fali kaca po przegranych wyborach, w środowisku Salonu znowu podniosły się głosy w tym głosy osób z tytułami profesorskimi, że przyczyną tego, iż nasze społeczeństwo wciąż nie spełnia europejskich standardów i uparcie nie daje się wytresować jest właśnie rodzina. Rodzina ucząca ksenofobii (patriotyzmu), ciemnoty i zacofania (religii), patriarchatu (tradycyjne role kulturowe) przemocy wobec kobiet (tu już jazda na całego). Padły całkiem na serio słowa o konieczności jak najszybszego wyrwania dzieci z tak toksycznego środowiska, jakim jest rodzina.
Nie trzeba się specjalnie wczytywać w dzieje świata by rozumieć, jak obłąkańczym pomysłem jest idea wyrwania dzieci z rodziny i objęcia ich wychowaniem przez Państwo. Dobroczyńcy Ludzkości niestety potrafią być bardzo uparci i poświęcić wiele czasu oraz pieniędzy (nie swoich) na realizację własnych utopii. Niemało już udało im się osiągnąć, bo czym jak nie sukcesem nazwać obniżenie wieku, w którym dziecko zostaje objęte przymusem szkolnym?
Dla tego warto czasem powiedzieć tym oświeconym inżynierom dusz – łapy precz od naszych dzieci!
Foto:Photo credit: Chiot’s Run / Foter.com / CC BY-NC
Leave a Reply