Trzy dni bez kłótni, bijatyki, krzyków, pisków, obrażania się i płaczu. Trzy dni śmiechów, spacerów „gdzie nogi poniosą”, jedzenia „na co masz ochotę” – bycia tylko we dwoje. Trzy dni tylko z synem…
W ciągu długiego weekendu poczułam się jak mama jedynaka, zupełnie jak przed kilku laty. Mogłam poświęcić Mu 100% uwagi i 100% cierpliwości, która zdawała się nie mieć końca. Te trzy dni były nam obojgu bardzo potrzebne i wystarczające by nacieszyć się wspólnie spędzonym czasem.
Wieczorem, tuż przed powrotem siostry z podróży, mój synek stwierdził:
– Jak to dobrze, że Karola już wraca. Smutno bez niej.
Były to aż trzy dni z połową uścisków, z połową całusów, z połową powodów do radości. Aż trzy dni bez perlistego, zaraźliwego śmiechu, spojrzeń, które wyrażają więcej niż słowa, pytań „co ja mam na siebie włożyć”, stukotu moich szpilek na nie moich nogach. Aż trzy dni bez córki.
To trzy dni bez siostry, z którą zabawa ma więcej barw, posiłki smakują lepiej, a spacery to podróż w nieznane.
I choć moją codziennością są bezustanne poszukiwanie kompromisu, próba usłyszenia obydwojga jednocześnie oraz modlitwa o ocean cierpliwości, to cieszę się, że były to tylko trzy dni i dziękuję Bogu za moją Rodzinę.
Photo by Juliane Liebermann on Unsplash
Leave a Reply