Wiele lat temu bardzo zależało mi na zdobyciu książki niezwykle trudnej do znalezienia. Ostatnią nadzieją było Allegro, jednak nawet jeśli pozycja ta się pojawiała, to niestety, w kosmicznych cenach.
W końcu po dłuższym czasie udało mi się wreszcie upolować moje trofeum: „Od Chaucera do Larkina” antologię poezji anglojęzycznej w wyborze Stanisława Barańczaka. Czekałam jak na szpilkach. W końcu przesyłka doszła. Usiadłam na łóżku i oparłam się wygodnie o poduszki, zamierzałam nareszcie delektować się upragnioną treścią.
Jakież było moje zdziwienie i… nie bójmy się tego słowa, totalne wkurzenie, kiedy okazało się, że książka cała popisana jest długopisem! Marginesy, interlinie, wszystko. Ciemnym granatowym długopisem. Myślałam, że (kolokwialnie rzecz ujmując) szlag mnie trafi, ponieważ o bazgrołach słowa nie było w opisie aukcji. Mój wzrok przykuł jednak charakter pisma, ozdobny, ale ostry, o bardzo silnym nacisku. Nie byłabym sobą, gdybym nie zaczęła zastanawiać się od razu, kim był dewastator MOJEJ książki, z całą pewnością mężczyzna… i tak popłynęłam w lekturę: jedno słowo, potem drugie, trzecie, zdanie, kartka zaczęła się moja fascynująca przygoda zagłębiania się w świat erudyty, wizjonera, analityka rzeczywistości. Notatki były rozmaite od wniosków, skojarzeń z wierszami, które wspólnie z autorem zapisków czytałam na kolejnych stronach książki, po dopowiedzenia, pytania. Podróż po niezwykle barwnym ogrodzie umysłu obcego i bliskiego jednocześnie człowieka rodziła i chęć poznania go bardziej i lekki wstyd, że zakradłam się do tego ogrodu nieproszona. Kiedy po wielu godzinach odłożyłam książkę i zamyśliłam się, coś mnie tknęło, wzięłam ją znów do ręki i spojrzałam na pierwszą stronę a tam, ku mojemu niepomiernemu zdziwieniu, znalazłam przeoczone wcześniej dwa słowa: Herbert Zbigniew.
Porównałam charakter pisma z rękopisem, zgadzał się. Tak oto, po raz kolejny, przekonałam się, że Bóg wkłada nam w ręce klejnoty i jeśli nie spojrzymy na nie wzrokiem odkrywcy skarbów, możemy mieć nawet do Niego pretensje, że nie dostaliśmy tego samego, co wszyscy.
Dziękuję nie tylko za tamten dar, ale i za stawianie na naszej drodze takich ludzi, jak Zbigniew Herbert, niezłomnych świadków.
Leave a Reply