Zapytała mnie koleżanka nauczycielka, zmęczona zapewne uprawianiem swojego zawodu, po co jest szkoła? Zdziwiło mnie jej pytanie i jednocześnie pozwoliło wysoko podnieść głowę i obrócić ją ku platońskiemu słońcu. Uśmiechnęłam się do niej pobłażliwie i odpowiedziałam na jej retoryczne pytanie: szkoła jest potrzebna nam, nauczycielom, abyśmy mieli pracę, jest potrzebna rodzicom, aby mogli iść do pracy, szkoła jest potrzebna państwu, aby wychowała rzesze posłusznych i niesamodzielnie lub mało myślących obywateli. Zaskoczyłam ją. Nie wróciłyśmy do tego tematu, więc nie wiem, czy uznała moją odpowiedź za sarkazm, czy za świętokradztwo, czy potraktowała ją poważnie.
Przykręcanie śrubki
Rodzice narzekają, że pracują po osiem, albo i więcej godzin dziennie i nie mają czasu dla dzieci. Dziadkowie też są w pracy, bo przecież dłużej musimy pracować. Faktycznie, dzieci, które od małego poddawane są tresurze, nie potrafią zorganizować sobie samodzielnie wolnego czasu. Potrzebny jest im nakaz z góry i to najlepiej od nauczyciela (przecież z nim najwięcej czasu spędzają, nie z rodzicami).
Co zatem należy zrobić? Otóż, zwrócić uwagę społeczeństwa nie na to, że dzieci zbyt mało przebywają z rodzicami, że rodzice są nieobecni w domu, ale na to, że nauczyciele za krótko pracują. Sztucznie, poprzez niepotrzebne nikomu kółka, kółeczka i inne lekcyjki, wydłuża się czas pracy nauczyciela, by mógł zagospodarować czas uczniów do powrotu rodziców z pracy. I tak szkoła staje się placówką, w której uczniowie mogą przebywać od godz. 7.00 do 19.00!
Gdzie w tym wszystkim jest podstawowe, wydawałoby się, zadanie szkoły, czyli edukacja?
Programowanie robotów
To zastanawiające, że szkoła ma w sobie coś takiego, że zniechęca uczniów do nauki i zniechęca nauczycieli do uczenia. Dlaczego tak się dzieje? Dlatego, że dzieci chcą się uczyć samodzielnie i to dokładnie tego, co je w danej chwili interesuje. Czy można kogoś nauczyć czegoś na siłę? Oczywiście, że nie! A jeśli i tak będziemy tego próbować, to wynik takiego nauczania będzie krótkotrwały. Zaliczanie kartkówek nie jest zdobywaniem wiedzy i chyba wszyscy się z tym zgodzą.
Dlaczego szkoła zniechęca nauczycieli do nauczania? Dlatego, że muszą mówić o czymś, co ich nie interesuje, nie zachwyca i nie pasjonuje. Muszą wypełniać tony dokumentów, by nie mieć czasu na samorozwój. Są przez to poddawani odmóżdżeniu, podobnie jak ich uczniowie.
Ile lekcji, które zainspirują i porwą ucznia, w ciągu roku szkolnego jest w stanie przeprowadzić nauczyciel? Niewiele, a czasami niestety żadnej. Nauczyciel musi omawiać to, co jest w podstawie programowej. I nie może mówić nic innego, co jest w przyjętym przez szkołę programie nauczania.
Nauczyciel ma być robotem wykonującym zlecenia dyrektora. Dyrektor ma zlecenia od kuratorium, kuratorium od ministerstwa, a ministerstwo od rządu. Kto zatem programuje, poddaje szkoleniom czy tresurze nasze dzieci? Państwo.
A gdzie w tym wszystkim jesteśmy my, rodzice?
Foto: Bindaas Madhavi / Foter / CC BY-NC-ND
Chwytliwy tytuł, ciekawa analiza, nieco brak, z perspektywy Katolika – człowieka wolnego w Chrystusie i oświeconego Duchem Świętym, propozycji na poprawę sytuacji.
Druga sprawa – to zdanie „Co zatem należy zrobić? Otóż, zwrócić uwagę społeczeństwa nie na to, że dzieci zbyt mało przebywają z rodzicami, że rodzice są nieobecni w domu, ale na to, że nauczyciele za krótko pracują. Sztucznie, poprzez niepotrzebne nikomu kółka, kółeczka i inne lekcyjki, wydłuża się czas pracy nauczyciela, by mógł zagospodarować czas uczniów do powrotu rodziców z pracy. I tak szkoła staje się placówką, w której uczniowie mogą przebywać od godz. 7.00 do 19.00!Gdzie w tym wszystkim jest podstawowe, wydawałoby się, zadanie szkoły, czyli edukacja?”.
Być może dla mnie tylko – niezrozumiałe. Za krótko pracują – ich czas się wydłuża. Coś chyba nie tak.
Nagonka na nauczycieli, uświadomila mi, że w ciągu 32 lat pracy, nie miałam żadnego wolnego weekendu od pracy zawodowej (jestem nauczycielką). Tylko, że tego co robimy w domu – inni nie widzą!
Przez 32 lata pracy nie miec wolnego weekendu to pracoholizm, niewolnictwo lub zla umiejetnosc zarzadzania czasem. Smutne.I pozniej opinia publiczna jest zbulwersowana,ze nauczyciele „sa tak zapracowani” a efektow ich pracy nie widac.
Zgadzam sie tez z Autorka, ze system szkolnictwa jest zly. W domu, w ktorym rodzice sie ktoca,cierpia dzieci.Podobnie w szkole. Gdy nie ma szcunku dyrekcji do nauczycieli. I odwrotnie,to tez nic dobrego dla uczniow z tego nie wyniknie. Ale czesto nauczyciele traktowani przez przelozonych jak roboty, ktore maja byc zaprogramowani i bez sprzeciwu i refleksji wykonywac polecenia.