„Oto stoję u drzwi i kołaczę” – te słowa mimo że nie związane z adwentowymi biblijnymi czytaniami zwykle mocno docierają do mnie kiedy nadchodzi Adwent. Może ma to związek z przeczytaną przeze mnie kilkanaście lat temu w „Dzienniku Bałtyckim” historią. Nie wiem czy jest prawdziwa, ale zrobiła na mnie tak duże wrażenie, że zapamiętałam ja na lata. Podobno te wiele lat temu w wigilijne popołudnie na jakimś gdańskim osiedlu pojawiła się dziwna para. On, starszy, brodaty mężczyzna w jednej ręce trzymał walizkę, a drugą podtrzymywał towarzyszącą mu kobietę. Ona miała głowę owiniętą wiejską chustką i szła bardzo niepewnie i powoli z powodu bardzo już zaawansowanej ciąży. Para chodziła od domu do domu, od drzwi do drzwi tłumacząc,że w domu do którego przyjechali nikogo nie zastali, że nie znaleźli miejsca hotelu (wtedy było to bardzo prawdopodobne) i proszą o nocleg. Podobno nikt ich nie wpuścił, nikt nie pomógł, nikt nie wyciągnął ręki. Po prostu nikt nie zobaczył w nich ZNAKU nadciągających świąt. I wtedy i teraz stawiam sobie pytanie; ”Jak ja bym się w tej sytuacji zachowała? Czy potrafiłabym znaleźć w sercu miłosierdzie mimo, a może właśnie z powodu, wagi tego wieczoru?”
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ale wiem że od tej pory bardzo pilnuję adwentowych znaków. Bo dobrze przeżyty Adwent może otworzyć serce na łaski płynące z narodzin Jezusa Chrystusa.
Dlatego też staramy się, aby w naszym domu Adwent nie był tylko czasem poświęconym zakupom, porządkom i prezentom, ale miał jeszcze ten drugi, liturgiczny wymiar.
Pierwsza niedziela Adwentu zaczyna się w naszym domu zniknięciem telewizora. Kiedyś każdy z nas oddzielnie próbował przygotować się przez jakiś rodzaj postu na nadchodzące święta. Młodsze dzieci głośno deklarowały swoje postanowienia, starsze i rodzice robili coś w ukryciu, jedynie w relacji ja – Bóg. Z czasem doszliśmy jednak do wniosku, że dobrze byłoby podkreślić fakt oczekiwania na przyjście Nowonarodzonego w jakiś bardzie rodzinny i wskazujący na pewne oderwanie od świata sposób. Wyniesienie telewizora wydało nam się najprostszym i najłatwiejszym do zrozumienia znakiem. A oczywiście każdy członek naszej rodziny jeśli chce może także podjąć własne dodatkowe działania. W tę pierwszą niedzielę Adwentu pojawia się też na naszym rodzinnym stole adwentowy wieniec. Koniecznie samodzielnie przygotowany. Każde z nas ma jakiś choćby drobny udział w jego zrobieniu. Trzeba przecież naciąć gałązek, odpowiednio je spleść, ozdobić, a przede wszystkim zaopatrzyć w cztery świece symbolizujące cztery adwentowe niedziele. Kolejnym ważnym znakiem są poranne wyprawy do Kościoła. Chodzimy troszkę na zmianę, bo zwykle najmłodsze dziecko nie byłoby nam w stanie towarzyszyć, ale robimy to na tyle na ile mamy możliwości. Do adwentowych znaków dołączają się i przenikają z nimi nasze własne rodzinne tradycje.
W te dni wybieramy i oznaczamy w swoim lesie choinkę, tę która zawita do nas dzień przed Wigilią. Jest też czas na spowiedź i rodzinną modlitwę przy zapalonych adwentowych świecach. Małe dzieci doskonale „absorbują” adwentowe znaki i zawsze starają się wszystkiego dopilnować, gdy tymczasem burkliwe nastolatki udają, że nic ich to wszystko nie obchodzi, ale spróbujcie o biedni rodzice o czymkolwiek zapomnieć czy w czymkolwiek sobie odpuścić. Wszystkie błędy i próby pójścia na łatwiznę zostaną wytknięte i obśmiane. Ulubionym elementem Adwentu jest dla moich dzieci pisanie listów do Św. Mikołaja. Pięknie wykonane listy – także przez rodziców- mają swoje stałe miejsce – wiszą przyklejone do ściany wprost nad kuchennym stołem. I w przedziwny sposób znikają w nocy z piątego na szóstego grudnia, a w ich miejsce kochany święty pozostawia drobne słodkie upominki. I od tej pory już można się cieszyć, że listy trafiły we właściwe ręce.
Aha, i jeszcze szopka. Robimy ją w drugiej połowie adwentu. Jest duża i wymaga zawsze trochę pracy. Bo chociaż figurki królów, anioła, Marii, Józefa, Dzieciątka i pasterzy mamy od lat te same, to wybór zwierząt towarzyszących narodzinom Pana należy do dzieci. Lepią je samodzielnie z masy solnej, albo wybierają spośród licznych zabawek. Cóż, dopuszczamy tu pewne odstępstwa od biblijnej tradycji i zdarza się, że w naszej szopce pojawiają się koty, psy, niedźwiedź czy sarenki. Ale i tak jest pięknie! Oświetlona i wysłana sianem szopka w wykuta w skale (wykonanej z pogniecionego, pakowego papieru) czeka gotowa na wigilijny wieczór, bo wtedy zagości w niej Ten na którego już tyle tygodni czekamy.
Znaki są ważne. Przywołują do wiary, pobudzają do myślenia i rozmów, a dodatkowo ile jest później wspomnień.
Photo: grosskopf_photography via Foter.com / CC BY-ND
Leave a Reply