Tym bezsilnym mocarzem była oczywiście Rzeczpospolita Obojga Narodów. Wielkie państwo z ogromną liczbą ludności, niemałym potencjałem ekonomicznym i cieszące się przez długi czas pozycją silnego gracza politycznego na arenie europejskiej. Tym, czego szczególnie zazdrościli Polakom cudzoziemcy, był ustrój republikański dający dużą wolność polityczną licznej szlachcie. Ten sam ustrój stał się zarazem przyczyną rozkładu i stopniowego upadku państwa.
W drugiej połowie XVII wieku pozycja polityczna Rzeczpospolitej wyniszczonej serią wojen była już tylko cieniem dawnej chwały. Wciąż jednak liczono się jeszcze z jej armią. Na mocy porozumień sojuszniczych z Cesarstwem, gdy tylko zagrożony został Wiedeń, z Polski ruszyła odsiecz. Kierował nią Jan III herbu Janina Sobieski, król Polski, jeden z najlepszych dowódców, jakich wydała staropolska sztuka wojenna. Wbrew potocznemu obrazowi króla-szlachciury był to człowiek światły i „otrzaskany” w świecie. Absolwent wydziału filozoficznego Uniwersytetu Krakowskiego, znał cztery języki, odbył liczne podróże po zachodniej Europie. Przez rok służył w słynnej kompanii muszkieterów gwardii króla Francji. W służbie wojskowej pozostawał od czasu wojen kozackich, wykazując się wielką umiejętnością łączenia zachodniego stylu prowadzenia wojny ze staropolską sztuką wojenną. Doskonale rozumiał wagę broni technicznych – artylerii, saperów, znał wartość piechoty, ale prawdziwym mistrzem był Sobieski w dziedzinie dowodzenia kawalerią.
Ogromne doświadczenie wojenne króla Polski zadecydowało o powierzeniu mu naczelnego dowództwa nad armią sprzymierzonych, spieszącą na pomoc stolicy Cesarstwa. W skład 70 tysięcznej armii wchodził kontyngent polski, liczący 27 tysięcy żołnierzy w tym około 3500 husarii oraz wojska austriackie i posiłki z krajów niemieckich, liczące łącznie 40 tysięcy ludzi. Cesarskim generałem był książę Karol Lotaryński.
Jan III postanowił wydać oblegającym Turkom pod wodzą Kara Mustafy walną bitwę i zdezorganizować ich armię. 12 września 1683 roku rozpoczęła się trudna operacja zmierzająca do uzyskania korzystnego położenia taktycznego. Na lewym skrzydle w dolinie Dunaju od rana walczyła niemiecka i austriacka piechota, w ciężkim boju wiążąc coraz większe siły tureckie. W tym samym czasie korpus polski przedzierał się przez wzgórza i winnice Lasu Wiedeńskiego. Teren ten nie był silnie obsadzony przez Turków, gdyż Kara Mustafa uważał, iż w tak trudnym terenie natarcie nie będzie w ogóle możliwe. Nie pomylił się tak bardzo, Polacy z wielkim trudem, przez kilka godzin wyrąbywali sobie drogę pod górę. Główny ciężar walki spoczywał na piechocie i dragonii polskiej, artylerzyści, pocztowi a nawet towarzysze husarscy z mozołem wciągali działa na coraz wyższe wzgórza. W godzinach popołudniowych polskie prawe skrzydło stanęło na skraju Lasu Wiedeńskiego, przed sobą mając widok na Wiedeń i obóz turecki. Król dokonał niewielkiego rekonesansu siłami chorągwi husarskiej a następnie o 18.00 wydał rozkaz do największej szarży kawalerii w epoce.
Ze wzgórz otaczających Wiedeń ruszyła na Turków masa jeźdźców licząca ponad 23 tysiące żołnierzy. Najbardziej barwną formacją była polska husaria, najlepsza jazda Europy ale obok galopowały chorągwie pancerne i lekkie, niemieccy rajtarzy i arkebuzerzy. O tym, że sytuacja jest beznadziejna, pierwsi zorientowali się mający chronić skrzydło tureckie Tatarzy i natychmiast pierzchli z pola. Kara Mustafa próbował zmienić front swojej armii ale było już za późno, mimo dobrej postawy spahisów a zwłaszcza żołnierzy elitarnego korpusu janczarów nic już nie dało się zrobić. Kolejne oddziały szły w rozsypkę albo ginęły pod cięciami polskich szabel i niemieckich mieczy. Armia turecka pierzchła ostatecznie w nieładzie, tracąc kilkanaście tysięcy zabitych, całą artylerię i obóz z wielkimi zapasami sprzętu wojennego.
Bohaterem dnia był król Jan III, który odbierał zasłużone triumfy od mieszkańców oswobodzonego Wiednia, żołnierzy sprzymierzonych oraz dowódców („hrabia Waldeck ucałował mnie dwakroć”). Wdzięczności nie potrafił okazać natomiast Jego Cesarska Mość, Leopold I, który nie zdjął nawet kapelusza przed królewiczem Jakubem ani przed sztandarami wojsk polskich.
W nieco ponad sto lat później Cesarstwo Austriackie, uratowane pod Wiedniem od klęski, jako jeden z zaborców przypieczętowało likwidację Rzeczypospolitej…
CIEKAWOSTKI:
– wedle legendy, komenda wydana do największej w dziejach szarży kawalerii przez króla Jana III miała brzmieć: „A powiedzcie tam panom ussarzom, że mogą już jechać”
– husaria była groźną i barwną formacją. W odróżnieniu od niej, piechota polska prezentowała się bardzo licho. W tej biednej formacji służyli ludzie z „nizin” – chłopi, mieszczanie, uboga szlachta Mazowsza i Podlasia. W połatanych mundurach, dotarli pod Wiedeń prawie bez butów, które rozpadły się po drodze. Na pytanie niemieckich generałów o kondycję tej marnie wyglądającej formacji Sobieski miał powiedzieć, że są to najwaleczniejsi mężowie świata, którzy ślubowali nie zakładać butów aż zdobędą je na przeciwniku.
– wielkie zasługi dla kampanii wojennej położył polski szpieg, Jerzy Kulczycki, szlachcic, awanturnik i barwna postać, doskonale władający tureckim. Po bitwie w ręce polskie dostały się wielkie łupy, w tym zapas kawy w taborze wezyra. Kulczycki poprosił o tą część łupu i otworzył wkrótce w Wiedniu pierwszą kawiarnię.
– przed bitwą król wysłuchał mszy świętej na Kahlenbergu a następnie, zgodnie ze starym obyczajem, pasował na rycerza swego syna, królewicza Jakuba.
– wbrew licznym obrazom, Jan III nie miał na sobie podczas bitwy ani zbroi husarskiej ani karaceny tylko granatowy kontusz. Powodem była wyraźna już w tym czasie nadwaga „Lwa Lechistanu”…
Photo credit: thausj via Foter.com / CC BY-NC-SA
Leave a Reply