Nie wystarczy mówić dziecku „kocham cię”, potrzebne są konkrety.
O mocy błogosławieństwa słyszał już dzisiaj chyba każdy. Szczęśliwcy jako jedno z najwcześniejszych wspomnień z dzieciństwa pamiętają znak krzyża czyniony szorstkim palcem babci na czole. Czy maminy pośpiech, by złapać nas w drzwiach, gdy w locie zakładaliśmy kurtkę, pędząc do szkoły, już i tak spóźnieni.
Wtedy ten symbol znaczony na czole wydawał się czymś zbędnym i nawet denerwującym, zwłaszcza kiedy goniło się na autobus, a zarazem jednak jakoś nienazwanie… miłym. Nastoletni umysł jeszcze spał, ale serce już wiedziało i odczytywało go właściwie. Był jak amulet na dobry dzień, jak życzenie dobra. W niepisany sposób dodawał sercu otuchy oraz odwagi na nadchodzący dzień i idące z nim wyzwania.
Dobrze mówić
Błogosławieństwo znakiem krzyża to jedna z wielu form błogosławienia drugiemu człowiekowi. „Błogosławić” to po włosku „benedici”, co dosłownie znaczy: „dobrze mówić”, a co za tym idzie: błogosławić to dobrze życzyć, otulać drugiego ciepłą, życzliwą myślą, pokrzepiającym słowem, uposażać w niepisane i nienazwane życzenia szczęścia. W poczucie bycia kochanym i „zaopiekowanym”.
Czy wiesz, że błogosławisz swojego współmałżonka, kiedy całujesz go na dobranoc i dzień dobry?
Dziecko, gdy tulisz je przed snem, pozwalając, by odpłynęło bezpieczne w senną krainę marzeń?
Rodzica, kiedy znajdujesz czas, by w codziennej krzątaninie usiąść, spojrzeć mu w oczy i wysłuchać choć przez chwilę?
Błogosławisz przyjaciółce, kiedy pozwalasz wypłakać się jej zaplątanemu sercu na swoim ramieniu albo kiedy podajesz jej ulubioną herbatę, oferując swój czas.
Błogosławisz sąsiadce, przytrzymując jej drzwi wejściowe na klatkę schodową.
Kasjerowi w sklepie, uśmiechając się życzliwie, kiedy w roztargnieniu po raz trzeci nalicza zakupy, a tobie naprawdę bardzo się spieszy.
Błogosławisz, modląc się w intencji znajomego, który jest daleko, albo całkiem nieznajomego, który akurat potrzebuje umocnienia tuż obok.
Jest tyle rodzajów błogosławieństwa drugiemu, ilu ludzi chodzi po ziemi.
Całus na zbite kolano
Jednak wśród nich wszystkich jest jedno szczególne. Wyjątkowe przez wzgląd na relacje, które uświęca. Błogosławieństwo rodzica wobec dziecka. To błogosławieństwo wielowymiarowe i na całe życie. Jego moc jest niezwykła jak odpowiedzialność, która za nim idzie. Błogosławieństwo znakiem krzyża, ale również czynem i słowem.
Całując dziecko na dobranoc czy kiedy stłucze kolano. Ciesząc się z jego sukcesów i opłakując z nim porażki. Dotykając z miłością jego włosów i wycierając zakatarzony nos. Mówiąc dziecku słowa miłości, jak jest wspaniałe, dobre i kochane, kiedy o wiele łatwiej znaleźć słowa krytyki, wytknąć słabości, niedociągnięcia, przywary czy błędy, które popełnia. Słowa dobra trudniej przychodzą do głowy, trudniej przechodzą przez gardło, a to właśnie one budują człowieka, zakładając mu okulary, przez które będzie patrzył w przyszłości na siebie i innych ludzi, w to, jak będzie odbierał świat.
Jakie są pierwsze słowa miłości, które przychodzą większości z nas do głowy? Myślę, że „kocham cię”. Są jakby esencją, zebraniem całokształtu. Ale czy wystarczą? Niestety, dziecku nie. Niby są afirmacją, lecz zbyt ogólną. Są ważne, lecz żeby stały się dla niego prawdziwie wiarygodne i przyswajalne, potrzebne jest też ich rozwinięcie, przełożenie ich na życie, jakby „rozwodnienie” poprzez konkrety. Kocham cię, ale dlaczego? Co jest w tobie tak szczególnego, co zauważa moje serce, co raduje moje oczy? Jakie zauważam w tobie mocne strony? Co ci się dziś szczególnie udało, a ja to dostrzegłam?
Konkrety budują obraz. Że jesteś dobra, mądra, bystra, że masz takie piękne włosy, masz dobre serce, że to było wspaniałe, co dzisiaj zrobiłaś. Skupianie się na tych szczegółach jest wyjątkowym błogosławieństwem dedykowanym temu konkretnemu człowiekowi. Nie jest hurtową informacją rzuconą w przestrzeń, ale podkreśleniem waszej indywidualnej relacji i afirmowaniem tej konkretnej osoby, tego dziecka. Jego bezcennej wartości w twoich oczach. Nie mów, że kochasz wszystkie dzieci tak samo czy po równo, ale: „Kocham ciebie najbardziej na świecie, bo jesteś najwspanialszą Weroniką, najdzielniejszym Gabrysiem, najsłodszą Klarą na świecie. Jedyną i niepowtarzalną. Moim skarbem i skarbem dla świata”. Takie słowa, wypowiedziane, budują człowieka, jego psychikę i poczucie własnej wartości.
Jak szczepionka
Trzeba szczegółów, nazywania jego mocnych stron, pięknych i wyjątkowych cech. Nie bój się, że dziecku przewróci się od tego w głowie i że ono obrośnie w piórka.
Mów często, za co je kochasz, jak jest wspaniałe, dobre i jakim jest cudem w twoim życiu.
Słowa miłości są jednym z najpiękniejszych błogosławieństw, jakie rodzic może wlać w serce dorastającego człowieka. Są jak szczepionka na wszystko, z czym dziecko spotyka się poza domem, a przede wszystkim na to, co zastanie w świecie, kiedy już z tego domu wyjdzie, szukając własnej drogi. Są potrzebne i muszą być wypowiadane, bo tylko wtedy dziecko będzie je znało i będzie rosło w przekonaniu, że to słowa prawdy. Uwierzy w nie i to pozwoli mu iść przez życie z odwagą i pewnością siebie, w poczuciu swojej wielkiej wartości i wyjątkowości.
Rodzicielskie błogosławieństwo to wsparcie. Pokazując i mówiąc dziecku, jak jest kochane, dobre, ważne, wyjątkowe, pakujesz do plecaka, z którym wyruszy w dorosłe życie, pewność siebie, odwagę, ciekawość świata i otwartość na niego. To wyjątkowy i bezcenny ekwipunek na całe życie, który pozwoli dziecku rozwinąć skrzydła i wkroczyć w dorosłość z podniesioną głową i otwartym sercem, zamiast z plecami zgarbionymi pod ciężarem plecaka kompleksów i braku pewności siebie.
Artykuł ukazał się w magazynie Tak Rodzinie
Autor: Agnieszka Wardawy
Leave a Reply