Każda mama, była kiedyś po prostu młodą dziewczyną. Sama przechodziła przez obawy związane ze zbliżającym się dojrzewaniem: pierwszą miesiączką, rosnącymi piersiami, zmieniającymi się proporcjami ciała, wzmożoną potliwością czy zmianami skórnymi. Sama przeżywała podniecenie, a nawet stres związane z kupowaniem środków higienicznych czy bielizny. Sama doświadczała pierwszych uniesień w relacjach, zakochania, złamanego serca, przywiązania, nadziei i planów na przyszłość. Sama miała w domu ścięcia i spięcia z rodzicami o bałagan, oceny, wychodne, znajomych, pieniądze czy plany na życie.
Dlaczego więc wciąż nurtują mas, matki, pytania: jak towarzyszyć nastolatkom w ich dojrzewaniu, jak sobie poradzić, jak wesprzeć w tym czasie córki?
Jestem przed tym okresem w moim życiu. Póki co dwóch synów weszło w czas nastoletni. Córka słucha rozmów z nimi, przygląda się. Ufam, że wyciąga wnioski dla siebie. Pokój w każdym razie sprząta zanim… ją o to grzecznie poproszę. Uczy się zasadniczo sama. Pyta, jak ją coś nurtuje, zastanawia, czegoś nie rozumie. Może więc będzie łatwiej? Może inne sprawy przyjdą równie gładko, a obecne się nie zmienią?
Nie nastawiam się w każdym razie. Wiem bowiem, że sama świadomość tego, co przed nami, nie wystarcza – ani rodzicom, ani nastolatkom.
Co nas zatem może uchronić przed niepowodzeniem? Według mnie: relacja. Nie unikniemy wahania nastroju, kłótni, sporów, nieporozumień, tajemnic, milczenia, odmiennego zdania, przekory, sprawdzania granic, a nawet ich świadomego przekraczania. Możemy jednak być razem w tym, rozmawiać o naszych uczuciach, potrzebach. Starać się rozumieć i być zrozumianym.
Nie bez przyczyny mówi się, że dorastanie do burzliwy czas – tyle zmian w ciele; kształtowanie się tożsamości, światopoglądu; nabywanie autonomii. A to często w towarzystwie własnych trudności rodziców – lęk przed samotnością; trudności w pracy; zmiany związane z dojrzałym wiekiem; może problemy zdrowotne; śmierć bliskich, może tych najbliższych (własnych rodziców). Rodzeństwo, jeśli jest, też może swoje w tym czasie przeżywać, a rodzice angażować się w ich sukcesy, radości, troski i zmartwienia. Starsi mogą wybierać ścieżkę życia, już mieć partnerów życiowych, szykować się do ślubu. Młodsi mogą więcej, muszą mniej. Ile uczuć to może rodzić – zazdrości, niezrozumienia, samotności, buntu. A tak w tym czasie potrzebujemy poczucia szczęścia, lojalności, akceptacji, wolności, zaufania, miłości.
Mądre książki polecane do poduszki, dobrze wybrana szkoła i środowisko zajęć pozalekcyjnych, warsztaty dla rodziców nastolatków, wsparcie specjalistów w razie potrzeby, to z pewnością nie zaszkodzi. Nic jednak nie zastąpi obecności, rozmowy, szczerości, słuchania.
Z własnego doświadczenia – nie tylko mamy, ale i pedagoga – wiem, jak nie jest to proste. Być, słuchać, wspierać. Nie widzę jednak innej drogi, jeśli chcemy dojść do celu. A nie wydaje mi się, aby było nim po prostu przetrwanie okresu dojrzewania. Dla mnie horyzontem jest tutaj to, abyśmy tworzyli nadal rodzinę, która chce z sobą spędzać czas. Dlatego ważne są dla mnie takie słowa czy zdania jak:
- jestem;
- słucham;
- chcę zrozumieć;
- jesteś ważna;
- może chcesz porozmawiać?
- wiedz, że możesz na mnie liczyć!
- przepraszam;
- proszę, wytłumacz mi;
- dziękuję;
- może chcesz się przytulić?
- kocham Cię!
To tylko przykłady komunikatów otwierających. Warto z nich korzystać. Otwierają nas bardzo. Otwierają nas na nastolatka. Otwierają nastolatka na nas. Otwierają nas samych na nas samych – bo nie łatwo czasem niektóre z nich powiedzieć i niezłą pracę nad sobą trzeba wykonać, aby było to możliwe.
Dlatego zachęcam: bądź (z) nastolatką! Ja chcę być czasami nią – taką spontaniczną z przeszłości, z nieograniczoną niczym przyszłością… Chcę pamiętać, aby z tego czerpać. A na pewno chcę być z moją córką. Towarzyszyć jej i zadbać o to, aby ona widziała, że jestem otwarta na rozmowę o wszystkim, zakupy, przepłakane wieczory, wspólne wygłupy i plotki; po prostu na nią, jaką jest i będzie się stawać.
Leave a Reply