Do grobu świętego Jakuba Apostoła zwanego Większym, pielgrzymują chrześcijanie od dziewiątego wieku, po starych szlakach, wytyczanych przez Rzymian a czasem przez poprzednich władców półwyspu Iberyjskiego – celtyckich Galegów. Jedną z dróg, jakimi można się udać do Santiago jest droga portugalska.
Król Alfons II, władca królestwa Asturii dołożył niemało starań by odszukać i potwierdzić autentyczność relikwii świętego męczennika znajdujących się w obecnym Santiago. Czasy były bardzo niespokojne, IX wiek to epoka, gdy prawie cały półwysep Iberyjski zajęli arabscy najeźdźcy, zwani w Hiszpanii Maurami. Tylko na północnym wschodzie utrzymywało się maleńkie, chrześcijańskie królestwo Asturii, dając odpór najazdom muzułmanów. Król Alfons ożywił ruch pielgrzymkowy do grobu tego, który widział zmartwychwstałego Chrystusa. Miejsce top słynęło z licznych cudów. Podczas bitwy pod Clavijo w roku 844 postać świętego miała się ukazać na białym koniu z mieczem w ręku. Święty dodawał otuchy wojownikom chrześcijańskim i rzucił strach na Maurów, zmuszając ich ostatecznie do ucieczki. Z tego powodu w krajach latynoskich odbiera cześć, jako San Diego Matamoro – Święty Jakub Zabójca Maurów. Wyobrażenie świętego, w pielgrzymim kapeluszu i płaszczu, narzuconym jednak na zbroję, z mieczem w ręku, siedzącego na spinającym się do skoku rumaku, często spotkamy w starych kościołach Hiszpanii i Portugalii.
Portugalski szlak pielgrzymkowy jest drugim, co do popularności i atrakcyjności szlakiem wiodącym do grobu apostoła. W swojej dłuższej wersji wiedzie ze stolicy kraju, Lizbony, wzdłuż wybrzeża atlantyckiego aż do granicznej rzeki Miño, by dalej podążać już przez hiszpańską Galicję. Dla Polaków droga portugalska jest atrakcyjna głównie ze względu na bardzo dobre połączenie lotnicze z Porto, znajdującym się w północnej części szlaku. Warto jednak pamiętać, że nie jest to jedyny możliwy początek pielgrzymki i w rzeczywistości można ruszać z miejsca oddalonego o setki kilometrów na południu.
Sezon na tym bardzo popularnym szlaku trwa teoretycznie od maja do września. Nie oznacza to wcale, że poza tym okresem nie spotkamy nieraz wielu pielgrzymów. Sezon to czas, gdy temperatury w północnej części Portugalii oraz w Galicji potrafią być naprawdę wysokie. Ja postanowiłem się wybrać w połowie października, czyli poza sezonem. Jest to czas z kilku względów bardzo dobry. Po pierwsze, liczba pielgrzymów jest jednak mniejsza, co w połączeniu z niezbyt rozwiniętą infrastrukturą noclegową ułatwia znalezienie noclegu. Temperatury podczas galicyjskiej jesieni wąchają się na ogół w okolicach 16 stopni w dzień, nie grozi nam raczej upał, który potrafi być prawdziwą zmorą pielgrzyma. Swoistym problemem może być z kolei krótszy o tej porze dzień. Gdy wyruszamy na szlak o godzinie 7.00 panuje jeszcze noc i wędrujemy w zupełnych nieraz ciemnościach przez prawie dwie godziny.
Co brać ze sobą?
Najprostszą odpowiedzią będzie – jak najmniej. Powinniśmy zabierać ze sobą jak najmniej rzeczy z dwóch powodów – po pierwsze opłata za mały bagaż podręczny w samolocie jest mniejsza. Po drugie – im mniejszy plecak tym łatwiej się idzie. Najważniejszym wyposażeniem pielgrzyma na szlaku są bez wątpienia buty wraz ze skarpetami. To nie przesada, źle do brane, nieodpowiednie obuwie może nas „załatwić” w ciągu kilku godzin, odbierając nie tylko wszelką przyjemność pielgrzymowania, ale nawet możliwość dalszej wędrówki. Ja szedłem w moich starych, sprawdzonych butach pustynnych, w połączeniu z dobrymi wojskowymi skarpetami sprawdziły się doskonale. Kolejny ważny element to ubranie. Dobrze sprawdzają się spodnie bojówki (w ogóle sprzęt i ubrania military style jest uniwersalne), na głowie kapelusz. Powinniśmy, szczególnie wybierając się na szlak w październiku wziąć ze sobą polar. Co do bielizny i zapasowych skarpet to nie powinno być ich za wiele. Dobrze zachować sobie jedną zmianę na koniec trasy, na Santiago, ale w marszu możemy się trochę pomęczyć w nieświeżym ubraniu. Raczej od tego nie zginiemy. Teoretycznie istnieje możliwość prania odzieży w schroniskach, ale nie ma jej później jak wysuszyć i może się okazać, że będziemy ze sobą nosić mokre podkoszulki i skarpetki w daremnej nadziei, że zimne październikowe słońce wysuszy je nam. Kolega, z którym wyruszyłem niósł mokre rzeczy od pierwszego postoju aż do Santiago.
Nie zostaniemy wpuszczeni na pokład samolotu z nożem wiec nie zabieramy tego sprzętu z Polski. Z drugiej strony scyzoryk przydaje się na szlaku, więc warto zaopatrzyć się w niego już po wylądowaniu w jakimś supermarkecie. Dobrze jest też mieć własny kubek i kompresyjny śpiwór. Koniecznie trzeba zabrać jakiś element stroju przeciwdeszczowego, w październiku deszcze na szlaku portugalskim są jak w banku. Ja zabrałem amerykańskie poncho przeciwdeszczowe, dobrze zdało egzamin, można je narzucać na siebie i plecak.
Jako, że październik jest miesiącem różańca warto wtedy wziąć ze sobą różaniec. W innych miesiącach zresztą też.
W październiku na szlaku panuje już galicyjska jesień. Inna niż w Polsce. Spotykamy się z dwoma rodzajami pogody – albo dość ciepło i mokro albo słonecznie i chłodno. Tych mokrych dni jest z reguły więcej. Temperatury w czasie mojej wyprawy były jednak zawsze wyższe od tych, jakie panują w październiku w Polsce.
Krajobraz północnej Portugalii i hiszpańskiej Galicji jest ciekawy, trudno go porównać z czymkolwiek występującym w Polsce. Szlak wiedzie prawie cały czas przez tereny górskie. Nie są to w kategoriach bezwzględnych góry specjalnie wysokie, wysokości wąchają się w granicach 400 – 500 metrów, ale trzeba pamiętać, że znajdujemy się praktycznie przy samym morzu i przewyższenia na trasie potrafią być spore. Droga prowadzi czasem przez wsie i miasteczka, czasem ścieżkami wśród lasów i pól, czasem skrajami winnic. Tereny te to obszar winiarski, w październiku dojrzewają, a w zasadzie już przejrzewają, miejscowe odmiany winogron. Podczas mojego marszu mijałem całe winnice, z których opadały przejrzałe grona, niezbierane przez nikogo. Być może ma to związek z unijnymi limitami dotyczącymi produkcji wina. Wzdłuż szlaku spotykaliśmy często „uciekinierów” z winnic, dzikie winogrona, które pleniły się bujnie w kępach na miedzach i pośród krzaków jeżyn. Bardzo słodkie i smaczne, można je zrywać garściami, uzupełniałem nimi skąpe posiłki pielgrzyma. Lasy porastające wzgórza Galicji to w większości lasy składające się z drzew eukaliptusowych, rośliny sztucznie sprowadzonej na Półwysep Iberyjski z racji bardzo dużego przyrostu masy drewna i ogromnego zysku w przemyśle. Z tymi lasami jest zresztą wielki problem. Gdy dolatywaliśmy w nocy do Porto szalały pożary, niszczące wielkie połacie zieleni i podchodzące do granic miasta. Widok był niesamowity, przypominający wyobrażenia piekła Dantego. W pożarach w samej tylko Portugalii zginęło 31 osób. Jak wynikało z rozmów z napotkanymi ludźmi, lasy eukaliptusowe palą się bardzo łatwo dzięki suchej, strzępiącej się z pni korze i olejkowi zawartemu w żywych częściach roślin.
Na całej trasie spotykamy życzliwych, pokojowo nastawionych ludzi, którzy pozdrawiają nas tradycyjnym Buen Camino. W większości miejsc możemy porozumieć się po angielsku, choć czasem zaskoczy nas młoda barmanka lub kelner, nierozumiejący ani słowa w języku Shakespeare’a. Nie stanowi to jednak problemu, zawsze można sobie pomóc językiem migowym.
Na szlaku spotkałem najdziwniejsze typy ludzkie. W październiku trafiają się generalnie dwie kategorie wiekowe – osoby w przedziale 60 + oraz młodzież studencka (czyżby nie obowiązywał ich rok akademicki?). Wśród wędrujących sporo jest „miejscowych”, czyli mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego, Hiszpanów i Portugalczyków. Następną grupą narodowościową są Niemcy, po nich przedstawiciele różnych krajów egzotycznych – spotykałem pojedynczych Koreańczyków, Filipińczyków, przybyszów z dalekiej (choć bliskiej językowo) Brazylii i krajów Europy środkowo – wschodniej. Pielgrzymują osoby o najróżniejszym podejściu do wiary i z najróżniejszych pobudek. Są osoby wierzące, które traktują Camino, jako jedną z chrześcijańskich praktyk religijnych, modlą się w trakcie drogi i wstępują do licznie rozsianych wzdłuż drogi kaplic czy kościołów. Są osoby, które nazwałbym poszukującymi, którym trudno jest określić jasno swój stosunek do wiary, ale które pragną przebyć drogę pielgrzyma, czasem dla wyciszenia i poukładania sobie pewnych spraw. No i są wreszcie osoby całkowicie niewierzące, które wyruszają na Camino dla tego, że jest to ciekawa, oryginalna trasa turystyczna lub też dla tego, że pragną jakiegoś bliżej niesprecyzowanego przeżycia duchowego. Od dwóch lat istnieje dodatkowa odnoga szlaku portugalskiego, tzw. Variant Espiritual, którego trudniejsza trasa prowadzi za Vigo, przez sieć starych klasztorów i miejsc kultu. Wybierają go często, mimo przeróżnych niedogodności, osoby deklarujące się jako niewierzący. Co nimi kieruje – wiedzą tylko oni.
Santiago
Wszystkie drogi pielgrzymkowe spotykają się w Santiago. Wejście do miasta zrobiło na mnie nie do końca miłe wrażenie. Po marszu przez wiejskie krajobrazy, w niewielkim tylko towarzystwie podobnych sobie pielgrzymów znajdujemy się od razu w wielkim mieście, nastawionym na turystykę i wypełnionym turystami, którzy do przybyli do Santiago samochodami i autobusami by zobaczyć atrakcję turystyczną, jaką są pielgrzymi do grobu apostoła. Sklepy, zwłaszcza na zabytkowej Starówce, nastawione są na turystów i oferują im mniej lub bardziej wyszukane gadżety „pielgrzymie”. Można sobie kupić dosłownie wszystko z emblematem muszli pielgrzyma – kubek, T-shirt, krawat, zawieszkę na szyje czy parę kolczyków. Można się zaopatrzyć w kompletny strój pielgrzyma z XVII wieku, z kapeluszem, płaszczem i pielgrzymią laską. Pytanie: tylko po co?
Msza święta o 12.00 W niedzielę jest natomiast ciekawym przeżyciem, gdyż prawie zawsze koncelebruje ja kilku kapłanów z różnych stron świata i tak było również podczas mszy, w której uczestniczyłem – dało się w całej pięknej, pamiętającej XI wiek katedrze słyszeć głos kapłana (z warszawskiego Mokotowa) mówiącego po polsku modlitwę. Nieczęsto widać również w akcji wielką kadzielnicę, która niczym wielkie wahadło pędzi przez transept kościoła, nam udało się to zobaczyć.
Droga do grobu świętego Jakuba jest przeżyciem ciekawym, każdy znajdzie na niej cos dla siebie. Choć nie jest to najtańsza wyprawa, to przy dobrej organizacji warto się do niej przygotować i zainwestować trochę czasu. Na pewno się opłaci!
Foto: Krzysztof Krzos
Leave a Reply