Mam jeden taki rachunek sumienia, w którym m. in. jest napisane i takie pytanie: „Czy często pamiętałam o Bogu?”. I zaraz rodzi się następne: czyżby samo częste nie pamiętanie o Bogu było już jakimś wykroczeniem?
Człowiek, szczególnie w ostatniej fazie swojego życia na ogół przybliża się do Boga. Na tyle na ile czuje taką potrzebę. I na ile może lub ma pragnienie. Po mszy w jedną z ostatnich niedziel ksiądz zachęcił do pozostania na adoracji. Miała ją poprowadzić Wspólnota Odnowy w Duchu Świętym. Ponieważ kiedyś zaliczyłam rekolekcje REO, nieobca jest mi ta formacja. Była niedziela, msza od 15.00 do 16.00-stej. Może potem ludzie byli poumawiani na jakieś rodzinne spotkania. Ale i tak pozostało ich sporo. Ja się nigdzie nie spieszyłam, więc też zostałam. Zresztą jakby nauczyłam się już, że zaproszeniom się nie odmawia bez powodu. Ta zasada pozwala mi na podejmowanie takich spraw które są inspirowane jakby poza mną. Jedni nazywają to natchnieniem, inni przeczuciem, a jeszcze inni ingerencją Anioła Stróża, albo jeszcze wyżej… Jakby ktoś ci mówił prosto do ucha: człowieku, pozwól się poprowadzić. A nie będziesz żałował!
Jedno wiem na pewno. Takie spotkanie z Panem Bogiem, sam na sam, zawsze przynosi jakieś owoce. Ważne jest, aby być i słuchać. Niekoniecznie nawet samemu mówić. Pan Bóg wie i tak, co nam jest potrzebne. I zawsze, zawsze – odpowiada. Ja też wtedy dostałam Jego wsparcie i zapewnienie w sprawach które mnie bolą. Bo Król przecież wszystko może.
Foto: Lawrence OP/Flicrk/CC BY-NC-ND 2.0
Leave a Reply