Wczoraj, po raz kolejny, usunąłem z mojego telefonu jeden z kontaktów. Powód? Do kontaktu z tą osobą już nie będę więcej potrzebować ani numeru telefonu, ani maila czy innych narzędzi komunikacji. Poza modlitwą. Młody człowiek, 32 lata, mąż, ojciec i jedyny syn swojej mamy, która samotnie go wychowała. Pożegnaliśmy go wczoraj, odprowadzając na miejsce doczesnego spoczynku.
A w drodze od kaplicy do grobu myślałem o naszym ostatnim spotkaniu – o tym jak często ze sobą rozmawialiśmy i jaki był charakter naszych spotkań. Czy mieliśmy kiedykolwiek czas na to, żeby się trochę lepiej poznać, podzielić czymś osobistym? W tym wypadku rachunek sumienia z tego obszaru wypadł całkiem dobrze. Znaliśmy się dobrze, a spotkania nasze zawsze były połączone z jakimś jeszcze lepszym poznawaniem siebie; umieliśmy się podzielić i obdarzyć nawzajem dobrym słowem i pomocą. Nie były to spotkania częste, ale jeśli już były, to nie byle jakie.
Pewnie z każdym, kogo mamy na liście naszych kontaktów, łączy nas jakiś czas spędzony razem w przeszłości (pewnie poza telefonami do służb i różnego rodzaju pogotowia). To może być kilka minut, może być kilka dni czy kilka lat. Od nas zależy, czy ten czas będzie mieć wartość dla nas. Czy on będzie rzeczywiście – dla nas.
Nawet tę odrobinę czasu, jaką mamy do dyspozycji w spotkaniu z drugim człowiekiem – choćby za sklepową ladą – można wykorzystać, żeby nadać sens tej chwili przez troskę o jakość wzajemnego odniesienia. Czas jest dla nas, na zbudowanie choćby minimalnego „my”, bo jesteśmy relacyjni, bo jesteśmy stworzeni do budowania komunii osób, bo bez „my” grozi nam wielkie, samotne „ja”.
Photo credit: Leonorah Beverly via Foter.com / CC BY-NC-SA
Leave a Reply