Bez wiary nie poradziłbym sobie w sposób ludzki z wieloma rzeczami. Mam pewność, że Bóg istnieje i troskliwie się mną opiekuje.
Z aktorem i podróżnikiem Tadeuszem Chudeckim rozmawia Ewelina Steczkowska.
Czy jest Pan osobą szczęśliwą?
Tak, jestem bardzo szczęśliwy i spełniony. Mam poczucie, że jestem otoczony dobrą siłą. Nawet, kiedy po ludzku spotykają mnie kłopoty, cierpienia, nigdy nie buntowałem się, chociażby przeciw Bogu. Nie pytałem, dlaczego mnie to spotkało. Pan Bóg daje nam odczuć szczęśliwe i nieszczęśliwe momenty, z jednymi i z drugi należy się pogodzić. U mnie pokora a przede wszystkim wiara pozwalają odczuwać szczęście.
A jakie były te najsmutniejsze momenty w Pana życiu?
Na pewno śmierć mojej pierwszej małżonki Luizy, która była Włoszką. Była osobą niesamowitą, pogodną, wykształconą, wierną, otaczała mnie wielką miłością. Była dowodem mojego ogromnego szczęścia, dała mi syna Szymona. Zmarła w wieku 45 lat, po ciężkiej chorobie.
Czy pani Luiza buntowała się, gdy odchodziła?
Wielokrotnie zastanawiałem się, dlaczego tak piękny i dobry człowiek musiał tak szybko zakończyć życie. Moja żona przecież cierpiała niesamowicie fizycznie. Ja tego bólu nie odczuwałem w ten sam sposób, ale wiadomo, że jeśli cierpi jedna osoba, to choruje cała rodzina. Mimo to, Luzia nigdy nie miała pretensji wobec Boga, odchodziła z godnością, pogodzona choć w przerażających bólach na których uśmierzenie nie było sposobu. Jej wiara i odwaga dała mi siłę, która była mi niezbędna po jej odejściu. Wierzę, że wciąż się mną opiekuję i że wymodliła mi u Boga łaskę powtórnego szczęścia.
A co jest tym powtórnym szczęściem w Pana życiu?
Minęło siedem lat byłem pewny, że do końca życia pozostanę wdowcem i samotnym ojcem. I nagle, zupełnie niespodziewanie, w Częstochowie poznałem Justynę. Wszystko potoczyło się w zawrotnym tempie. Po kilku miesiącach znajomości oświadczyłem się. Jedni pukali się w głowę, mówiąc, że za szybko, drudzy cieszyli się naszym szczęściem, gratulując.
Justyna zachwyciła mnie nieprawdopodobną energią. Ma totalne pragnienie nieustannego upiększania, przerabiania świata na lepsze, jest pełna radości, przedsiębiorcza, piękna i tak wymieniać mógłbym jeszcze długo. Od pół roku jesteśmy małżeństwem. Razem planujemy przyszłość, czasem razem podróżujemy, razem chodzimy do kościoła i trzymamy się za rękę. Znów czuje jaka jest różnica pomiędzy życiem samemu a byciem z ukochana osobą. Poczucie bycia, że się kocha i jest kochanym daje ogromną siłę.
Oprócz modlitwy, wspólnych wartości ma Pan przepis na udane małżeństwo?
Oczywiście nie ma takiej recepty. Zastanawiam się, czy mogę dać szczęście mojej małżonce, przy moim egoizmie i ciągłych podróżach przez co często nie ma mnie w domu. Życie ze mną chyba nie jest łatwe i trzeba mnie mocno kochać, żeby ze mną wytrzymać. W życiu małżeńskim bardzo istotna jest miłość, trzeba naprawdę mocno kochać małżonka i przebaczać sobie bezustannie. Kobieta i mężczyzna są tak różni, ze naturalne są różnego rodzaju napięcia. Dlatego należy nieustannie pracować aby się zrozumieć. Żona w wielu przypadkach będzie inaczej reagować niż mąż. Na pewno też trzeba zachwycać się drugim człowiekiem, doceniać wszystko, co w nim najlepsze. I nigdy nie należy iść spać w gniewie, nie wolno długo utrzymywać złości. To podstawowy błąd w związku.
Wynika więc, że w małżeństwie musi być odpowiedzialność za drugiego człowieka. A jej młodzi ludzie boją się coraz bardziej….
I nad tym można ubolewać. Miłość do drugiego człowieka oznacza bycie z nim w chorobie i w szczęściu, w pełnej harmonii. Wymaga pełnej akceptacji człowieka takim, jakim jest. A dziś niestety coraz więcej ludzi nie rozróżnia miłości jako uczucia od fizyczności. Dla nich wszystko jest tym samym. Przyjemność z sexu choć na pewno jest bardzo ważnym elementem w małżeństwie nie jest najistotniejsza. Teraz istnieje tendencja, że związek powinien być bezstresowy, z pełnym luksusem, z zerową odpowiedzialnością, nie na stałe, w którym każdemu wszystko wolno i każdy robi co chce. Jeżeli ktoś chce od drugiej osoby jedynie sexu, to nie tylko jej nie kocha, ale wręcz jej nienawidzi, bo traktuje jedynie jako przedmiot. Człowieka się kocha a nie tylko pożąda i to wynika z odpowiedzialności.
Wspomniał Pan o modlitwie, chodzeniu do Kościoła. Dziś mówienie o wierze nie jest modne…
Urodziłem się w katolickiej rodzinie i w wierze wzrastałem od dziecka. Nigdy nie było i nie jest dla mnie problemem mówienie o wierze, ja się jej nie wstydzę. Jeżeli ułoży mi się tak plan dnia, staram się być codziennie na Mszy Świętej. Mogę wtedy porozmawiać z Bogiem, pomyśleć o swoim życiu, szukać sposobu na jego poprawienie. Lubię też odmawiać Różaniec, mam go zawsze przy sobie. Dużo się modlę. Praktycznie w każdej chwili kiedy nie jestem zajęty czymś innym. Zauważyłem taką prawidłowość, że im człowiek więcej się modli, tym lepiej potrafi zrozumieć swoje życie i tym bardziej jest o nie spokojny. Łatwiej pogodzić się z cierpieniem, dziękować za dobro, odczuwać radość. Na modlitwę zawsze warto znaleźć czas. Ja bez wiary nie poradziłbym sobie w sposób ludzki z wieloma rzeczami. Mam pewność, że Bóg istnieje i troskliwie się mną opiekuję. Choć ja sam nigdy nikogo nie nawracam. Pan Bóg każdemu daje wolność i to człowiek sam decyduje, jak ją wykorzysta.
Zdradzi Pan za co dziękuje Bogu?
Uwielbiałem rozmawiać z przyjacielem, wspaniałym człowiekiem Włodzimierzem Grocholskim, nieżyjącym od kilku miesięcy. Powiedział mi, że człowiek powinien bezustannie dziękować Panu Bogu za wszystko. Przebywanie z nim było jakimś niewiarygodnym zachwytem nad światem. Co chwilę się zatrzymywał i mówił: jakie to niezwykłe drzewo? kocham tę osobę bo wyświadczyła mi tyle dobrego? moja zona jest święta….. Trzeba się zachwycać wszystkim, żeby nie zmarnować swojego życia i nie uczynić go smutnym. Tak jest, że warto docenić zdrowie, że się rano wstało a przede wszystkim, że ma się obok siebie kochającą osobę. Dziękuję również za to, że mam pasjonującą pracę, że mam paletę różnych zajęć, za to, że wieczorem idę spać zmęczony i że następnego dnia mogę, po błogim śnie mogę wiele spraw dokończyć.
Czy prawdą jest, że w środowisku aktorskim mówienie o wierze nie jest raczej popularne?
Mnie nigdy nie spotyka ostracyzm ze strony kolegów za to, że jestem wierzący. Oczywiście są osoby znane, które mają problemy w życiu osobistym i wtedy szczególnie wadzą się z Bogiem, narzekają na Kościół, co w tym momencie jest logiczne. Dla mnie grzechy i winy kościoła, bo takie przecież są, nie są nigdy powodem do odejścia od Boga. Judasz też był kiedyś kochanym uczniem ale sie popsuł. W moim środowisku nie brakuje wspaniałych osób, które wierzą i chętnie włączają się w inicjatywy związane z Kościołem. Ja sam pamiętam, jak koordynowałem „Festiwal Biblii” w kościele św. Anny. Kościół był wtedy wypełniony po brzegi. Bez problemu zgodzili się przeczytać przepiękne, literackie teksty Biblijne wybitni aktorzy i dziennikarze, tacy jak m.in. Krzysztof Ziemiec, Małgorzata Kożuchowska, Anna Nehrebecka, Anna Seniuk, Halina Łabonarska, Jerzy Zelnik, Adam Woronowicz, Kazimierz Kaczor, Rafał Królikowski, Cezary Żak….
Wielokrotnie wspomina Pan o szczęściu. Co to takiego?
Jest wypadkową wielu rzeczy. Dla mnie miarą szczęścia jest to, czy się kocha i czy jest się kochanym, czy ma się dla kogo żyć, czy ma się wokół siebie wielu oddanych przyjaciół, czy ma się poczucie obecności Boga i wierzy, że na tym skomplikowanym świecie jest mimo wszystko więcej dobra niż zła. Szczęściem jest praca, która przynosi satysfakcję i radość, w której człowiek może się rozwijać i przez którą jest szanowany. Szczęściem są też pożyteczne pasje.
A jakie są Pana pasje?
Oprócz aktorstwa, to na pewno podróże. Odwiedziłem już 110 krajów wciąż chce poznawać nowe. Mogę patrzeć całymi godzinami na ludzi, którzy reprezentują różne kultury, religie, kuchnie. I to bardzo pomaga w zrozumieniu samego siebie i w zobaczeniu jaki świat jest zachwycający dzięki swojej różnorodności. Po podróży, chociażby do Indii jeszcze lepiej potrafię docenić to, co mam. Zwłaszcza wyjazdy do biednych krajów i na ubogie kontynenty uczą mnie życia. Właśnie takim krajem nawrócenia są dla mnie zawsze wyjazdy do Indii. Nazywam ten kraj zachwycająco-przerażającym. Spotykam się z nieliczoną ilością ludzi, którzy mimo, że żyją w skrajnej nędzy i często nie wiedzą czy będą mieli następny posiłek, potrafią uśmiechać się do innych i pozdrawiać bogatych obcokrajowców. Gdy widzę coś takiego, myślę sobie „Boże, jacy my potrafimy być próżni?” bezustannie narzekamy na wszystko, a oni choć nie mają nic, zdaje się, że cieszą się najdrobniejszą rzeczą.
Znajomi dziwią się, skąd biorę na te podróże pieniądze. Zawsze wtedy pytam, ile ta osoba wydaje na papierosy i alkohol. Jeżeli powie, że ok. 500-1000 złotych odpowiadam, że za te pieniądze jestem w stanie spokojnie odbyć jakąś daleką podróż. Mam umiejętność wyszukiwania bardzo tanich połączeń lotniczych.
Czy Pana żona podróżuje z Panem?
Od czasu do czasu. Moja żona woli podróże, któremu przyświeca jakiś cel poznawczy lub odpoczynek. Ja mogę podróżować bez tak zwanego celu, nie zwracam uwagi na warunki. Czasami żona mówi do mnie: „jedź, powłócz się trochę i szczęśliwy wracaj do domu”. I tak właśnie robię i za to ją bardzo kocham.
Zapewne dzięki tak licznym podróżom zna Pan wiele języków.
Teraz już pewnie 10, choć oczywiście kilka bardzo dobrze, a inne dużo słabiej. Ja wychodzę z założenia, że jeśli człowiek chce się z kimś dogadać, to nawet nie znając języka, uda mu się to uczynić.
Napisał Pan książki „Dalej w drogę. Łatwe i tanie podróżowanie po Europie, czyli wszystko, co turysta wiedzieć powinien” oraz „Wspaniałe podróże na każdą kieszeń, czyli Europa za 100 euro” oraz „Historia jednej podróży. AZJA”. Może teraz czas na program telewizyjny?
Właśnie powstał program pilotażowy „Podróże z Chudeckim”. W każdą telewizyjna podróż zabieram jakiegoś ciekawego człowieka, który w jakiegoś powodu nie podróżuje lub się boi samotnie poznawać świat. Do pierwszego odcinka zaprosiłem Panią Małgorzatę – bezdomną a z Krakowa, która nigdy w życiu nie wyjeżdżała. Dla nas obojga było to wspaniałe doświadczenie i przygoda. Była bardzo dobra oglądalność programu, ale niestety póki co TVP brakuje pieniędzy na jego kontynuację choć podobno bardzo tego chce. Bardzo tego żałuję, bo mam mnóstwo pomysłów na to, jak pokazywać świat. Szukam więc sponsorów.
W podróżach kocha Pan poznawanie ludzi, a co Pana fascynuje w aktorstwie?
Fantastyczną rzeczą jest w aktorstwie możliwość przekazywania prawd o świecie. Dlatego ja kocham wcielać się w role, w których ma się coś do powiedzenia, które posiadają jakąś głębię. Ostatnio miałem bardzo przykre zdarzenie, że w trakcie prób zrezygnowałem z udziału w sztuce teatralnej, bo zobaczyłem, że nic nie pokaże ona ludziom wartościowego i potrzebnego w życiu. Pomyślałem sobie, że nie muszę robić ludziom „wody z mózgu” i odszedłem. Było mi dziwnie ale jestem z tego bardzo dumny.
Czy aktorstwo było Pana marzeniem?
Z jednej strony tak a z drugiej strony nie. W mojej rodzinie nikt nie był aktorem. Ja sam nie przygotowywałem się do szkoły teatralnej. Jednak od dzieciństwa moją pasją było czytanie. Jeżeli przeczytałem coś co mnie zachwyciło lubiłem się uczyć tego na pamięć. Była to dla mnie zawsze duża przyjemność, a nigdy problem. Być może właśnie dlatego zdecydowałem się zdawać do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. I ku mojemu zdziwieniu udało się za pierwszym razem. Pewnie gdyby nie aktorstwo, zostałbym lekarzem. Wtedy leczyłbym ciało, a tak staram się leczyć duszę.
A nad czym teraz Pan pracuje zawodowo?
W niedługim czasie razem z Violą Arlak, burmistrzową z serialu „Ranczo” wyruszymy w Polskę ze sztuką teatralną „Przychodzi mężczyzna do kobiety”. Jest to rosyjska, przepiękna tragikomedia, o uniwersalnym przesłaniu czyli o miłości. Opowiada o dwojgu ludziach „z odzysku”, którzy po raz drugi starają
się pozszywać swoje życie. Mam w tym temacie wiele do powiedzenia. To opowieść poszukiwaniu miłości i o tym, że prawdziwym szczęściem dla jednego człowieka jest drugi człowiek. Już dziś zapraszam na ten spektakl. Mnóstwo mądrych dialogów i sytuacji a przy okazji fantastyczna zabawa. Zupełnie jak moje życie!
Tekst ukazał się w miesięczniku Fronda.
Foto: Wikipedia
Leave a Reply