Chrzest Święty naszego trzeciego dziecka był uroczysty i podniosły. Chociaż nie był to Stary Ryt (kto wie, jak wygląda Chrzest Św. w Rycie Klasycznym, ten wie o czym myślę), to mimo wszystko byliśmy ogromnie wzruszeni. Duma nas rozpierała. Nareszcie staliśmy się rodzicami trójki dzieci – trójki dzieci Bożych, bo to ważne. Czuliśmy się wspaniale, jesteśmy z jednej strony pełni poświęcenia (bo troje dzieci jedno po drugim to nie jest bułka z masłem, oj nie), a z drugiej tacy wspaniałomyślni i dobroduszni, bo przyjmujemy owe dzieci i to z radością! Ach!
Słowo podczas Mszy Św. głosił nasz drogi i serdeczny przyjaciel, ojciec karmelita, profesor. Mówił o własnej rodzinie, o naszym powołaniu, o obowiązkach stanu… a ja rozpływałam się w dumie i zachwycie, że tak – to wszystko prawda. Pod koniec kazania ojciec powiedział :
„Służyć życiu to zaszczyt! Nikt nie robi Panu Bogu przysługi przyjmując dzieci. Nie jest to powód do czucia się lepszym od innych. Pamiętajcie o tym na przyszłość! To zaszczyt gdy Pan Bóg daje Wam dzieci, a Wy pokornie, ale z radością je przyjmujecie. Być dobrym narzędziem w ręku Boga – to wymaga pokory i zaufania”
Czyli dzieci dostajemy? Mało tego, nie dla naszej pychy, lecz według Bożego planu i zamysłu. I wcale ten plan, ani ten zamysł nie muszą być nam znane? I nie musimy mieć odpowiedzi na to, dlaczego my ośmioro, inni troje , a jeszcze inni jedno?
Nie celem jest ilość, a celem jest służba. Otwarcie się na życie jest jednoznaczne z posługą. Decydując się na małżeństwo, jednocześnie powinna iść decyzja o przekazywaniu życia. By dobrze to zrozumieć, należy przyjąć postawę głębokiej pokory.
Służba to trud i zmaganie! Służba to nie jest odpoczynek i wygoda.
Służba to wstawanie o świcie, to czuwanie nocne, to cichość.
Służba wreszcie to ręce otwarte. Nawet na potoczne – na darmo (bo kto powiedział, że dzieci muszą przychodzić w obfitości).
Służba to czynić najlepiej jak umiem zadania mi powierzone.
Służba to czasem czekanie, a czasem przez lata praca nieustanna.
Owa służba nie jest przed ludźmi, ale zawsze w podobaniu się Bogu.
Ojciec Foreitnik CSsR, w książce „Przed i po ślubie” pisze:
„Na sądzie boskim będziecie się musieli wyrachować Panu Bogu także z tych dzieci, któreście mogli mieć, ale nie mieliście. Przed trybunałem tego sądu na nic się nie przydadzą wymówki, że były ciężkie czasy, drożyzna, brak mieszkań i kłopoty, albo, że „lekarz odradzał”, a jeszcze mniej, że „dziś taka moda”.
Słowa kapłana mocne, ostre, można by nawet odczuć, że kategoryczne. Owszem. Jednak nie ma się na co buntować, wszak nie chodzi tu o podjęcie decyzji, jaką sukienkę ubrać czy też jaką zupę ugotować. Tu chodzi o życie ludzkie. O to, czy my zgodzimy się na zaistnienie nowego człowieka czy nie. I czy zechcemy odczytać naszą służbę pokornie, a nie usprawiedliwiać się, że…
W tym roku będziemy świadkami kanonizacji pierwszego małżeństwa. Ludwika i Zelii Martin.
Niech przykład ich wspaniałego życia będzie dziś dla nas – małżonków katolickich – znakomitym tematem do rozważania w sercu i wspólnie podczas małżeńskich dialogów, o tym – czy nasze rodzicielstwo, otwartość – są służbą.
Mów, Panie, bo sługa Twój słucha. [1Sm3, 9]
Dobrze, sługo dobry i wierny (…)Wejdź do radości twojego pana. [Mt 25, 21]
Zdjęcie jest kadrem z filmu o życiu św. Teresy z Lisieux.
No ten Ojciec Foreitnik to pojechał….Ciekawe czy niepłodność i brak kwalifikacji do adopcji ostaną się przed trybunalem tego straszliwego sądu Bożego….Starszenie ludzi takimi tekstami na pewno nie spowoduje że będa mieli więcej dzieci. A jeżeli mają je mieć z lęku przed karą na sądzie a nie z miłości to coś jest chyba nie tak….
A ja nie odbieram to jak straszenie. Tekst bardzo dobry, bardzo dziekuje. Zgadzam sie, rodzicielstwo,to sluzba. Dziekuje za budujace slowa, za przypomienie, ze to zaszczyt i za przypomienie cech powolania, ktore wybieramy.