Odbyłam bardzo ciekawą rozmowę z doświadczoną panią pedagog, na co dzień posługującą swoją wiedzą i doświadczeniem w szkole podstawowej.
Podzieliła się ze mną ciekawym spostrzeżeniem, które było dla mnie potwierdzeniem moich podejrzeń.
Walczę na co dzień z brakiem koncentracji u dzieci, z problemami ze skupieniem, dlatego bardzo mnie interesuje temat.
Jak powinno wyglądać otoczenie ucznia, który ma kłopoty ze skupieniem i próbuje się uczyć?
Przede wszystkim klasy dla dzieci szkół podstawowych są przesycone rozpraszajkami. Mnóstwo kolorów, eksponatów, zawieszek na ścianach, na suficie, przy tablicy.
Współczesne dzieci, które od niemowlęctwa spotykają się z ogromną ilością bodźców, telewizją, bajkami niedostosowanymi do wieku (szybka akcja, głośna i drażniąca muzyka) nie mają okazji do wyciszenia i wyhamowania. Do tego dochodzi jeszcze tablet, smartfon, komputer – wprowadzone przez rodziców zbyt wcześnie. Wszystkie te bodźce sprawiają, że dziecko zatraca umiejętność, albo nie uczy się koncentracji ani w domu, ani w szkole.
Specjaliści od psychologii dziecięcej załamują ręce, trąbiąc, że poziom wiedzy u dzieci spada z każdym rocznikiem. Młodzi mają kłopoty z rozumieniem tekstu czytanego, treści zadań, ze zrozumieniem poleceń.
Może to zabrzmi starorepsko – ale zaryzykuję. Nie jestem przekonana o tym, że współczesny model nauczania oparty na wielorakiej skojarzeniowości, dużej ilości zeszytów ćwiczeń, gdzie na tacy podane są do wyboru odpowiedzi, sprawdza się.
Stary model kojarzony jest z komuną i wiele osób ma awersję, aby o nim myśleć pozytywnie.
ALE:
1) klasy, w których uczyły się dzieci, udekorowane były bardzo oszczędnie, wręcz purytańsko, aby dzieci nie rozpraszać,
2) dzieci ubrane były w mundurki, które były jednakowe. Dzięki temu myśli dziewczynek nie krążyły wokół modnego odzienia koleżanki podczas lekcji wymagającej skupienia uwagi,
3) dzieci do dyspozycji miały tylko zeszyty i książki, zbiór zadań plus atlas geograficzny. Nie korzystały z ćwiczeń przesyconych różnymi, nie do końca dosłownymi zadaniami, nie wynikającymi z treści tematu omówionego w podręczniku,
4) podręczniki nie krzyczały mnogością rysunków i zdjęć, przecinających i rozrywając wątek.
5) zadania domowe były otwarte, polegające na przeanalizowaniu tematu z podręcznika i stworzeniu wypowiedzi własnej,
6) dzieci musiały częściej pracować z tekstem i wysnuwać wnioski.
Współcześnie przy całym „testowym” sprawdzaniu wiedzy u dzieci na pytania zamknięte można odpowiedzieć tylko dwojako: „tak” lub „nie”. Nie istnieje pojęcie „nie wiem”. A przecież bardzo duża grupa dzieci czegoś nie rozumie, bo temat jest trudny, niejasny, niezrozumiale podany przez nauczyciela.
Poza tym w domu warto krytycznie spojrzeć na miejsce nauki dziecka. Jeśli chcemy, by dziecko w skupieniu odrabiało zadanie, powinno najpierw zadbać o klimat do nauki: na biurku i w pokoju powinien być porządek, żadnych zbędnych rzeczy i drobiazgów porozrzucanych po blacie biurka, które odwodziły by myśli i dekoncentrowały dziecko. Oświetlenie koniecznie po lewej stronie biurka dla praworęcznych (dla leworęcznych odwrotnie).
Co jeszcze? Mózg człowieka (szczególnie rodzaju męskiego) potrafi skoncentrować się w pełni tylko na jednym zadaniu. Każdy kolejny bodziec wymaga od niego „przełączenia się”, czyli dla maniaków komputerowych, popularnego „alt+tab”.
Jeśli na dzieci naciera zbyt dużo bodźców zewnętrznych w tym samym czasie, jego efektywność drastycznie maleje i umiejętność przyswojenia wiedzy słabnie.
Nie krytykuję zajęć kreatywnych i rozwijających wyobraźnię, ale na nich samych świat się nie opiera. Dziecko oprócz zrozumienia świata musi wyćwiczyć pamięć oraz umiejętność analitycznego myślenia. A tu bez skupienia ani rusz.
Dobrze że taki temat został podjęty ale jest to tylko zasygnalizowanie problemu – opisanie pewnego stanu. Brak jest w artykule odpowiedzi na pytanie z tytułu. Samo stwierdzenie, że są rozpraszacze to za mało.
Już dawno u syna zauważyliśmy z żoną, że ma problemy z koncentracją i usunęliśmy z jego otoczenia zbędne przedmioty, dodatkowo zanim zacznie odrabiać zadania domowe ma parę chwil wyciszenia i spokoju a mimo to skoncentrowanie się na wykonywanej pracy jest „walką o życie”. Jednocześnie są chwile kiedy potrafi wszystko rzucić i w jednej chwili przejść do swoich obowiązków szkolnych. Często jest to podyktowane uzyskaniem jakiejś korzyści ale nie tylko.
Myślę, że jest to bardziej kwestia jego nastawienia, i odpowiedzialności za swoje czyny. Są to cechy, które się wypracowuje a na to potrzeba czasu i cierpliwości.
Dodatkowo dochodzi do tego wszystkiego nadpobudliwość związana z integracją sensoryczną dziecka, kiedy to że musi siedzieć albo jest ubrany w coś co mu nie pasuje już powoduje brak w koncentracji a właściwie przeniesienie jego uwagi na rzeczy dla nas absurdalne.
Rozwinięcie tylko tych 2 zjawisk pozwala stworzyć kilka jak nie kilkanaście ciekawych artykułów i bardziej dogłębne przedstawienie problemu.