O „Dziwnych drobnych przedmiotach” Larsa Gustafssona
Wszystkie te dziwaczne
drobne przedmioty
docierają do nas przez całe życie
każdy ze swego miejsca,
każdy ze swego Logosu.
Mam wrażenie, że dziwaczne / drobne wiersze Larsa Gustafssona też pochodzą skądś, nie wiadomo skąd. Funkcjonują, zwinięte wokół własnego środka, akurat w tej przestrzeni, w której jesteśmy w stanie zauważyć ich istnienie – bo tak się składa, że również i my się w niej znajdujemy. Gościnnie.
Lars był Tutaj od 1937 roku, jego teksty były dużo wcześniej niż ja się Tu zjawiłam. Dlaczego więc doszło do tak nieoczekiwanego spotkania? Co ciekawe, spotkanie owo (moje z Larsem, czy raczej – z jego poezją), miało miejsce „kilka godzin” po śmierci poety! Więc kiedy on przestał BYĆ (to znaczy być w ogóle, istnieć, jako „chodzący po ziemi”), wówczas zjawił się u mnie – zaczął być „dla mnie”, zaistniał w mojej świadomości. I na pewien czas tę świadomość zajął zupełnie. Wcale nie dlatego, że jego wiersze okazały się „zagwozdką” i wymusiły długotrwałe procesy analityczne – ale z tej przyczyny, że są zaskakujące, niesamowite i…
Oczywiście nie mówią.
Nie są też „symbolami”
tego czy tamtego.
Zstąpiły z nieba form,
żeby na krótko
pozostać
na biurku
i we wnęce okna.
Są. Tak jak przedmioty – istnieją w cieniu każdego życia, nawet, kiedy my o niech nie wiemy albo zaśniemy i zapomnimy. Jednak dla nas – są tylko przez chwilę i nie mają z NAMI wiele wspólnego. Zwinięci do wewnątrz (my – każdy osobno – i one – też osobno – każdy inny i każdy mający swoje „wewnętrze”) nie mamy na siebie wzajemnie wpływu. Może więc należałoby zostawić rzeczy samym sobie, nie szukać przyczyny, głębi, drugiego, trzeciego, dziewiątego dna… ?
Tylko to nie jest takie łatwe i oczywiste…
Dlatego zmęczenie może być błogosławieństwem.
Potrafimy wówczas – czytając, patrząc, słuchając – zaakceptować fakt, że czujemy się znokautowani, rozłożeni na łopatki. Nie bronimy się analizą, motaniem, grzebaniem, rozkładem na czynniki… bo nie mamy siły.
Może właśnie wtedy, nic nie definiując, zatrzymujemy w sobie – na chwilę – jedyną trafną interpretację, która nie jest w żaden sposób wyrażalna, nigdy nie opuści „wewnętrza”, w którym powstała. To tak, jakbyśmy dryfując gdzieś, nieważne gdzie, trzymali wiosło w górze, bojąc się, by nie zburzyć nieruchomego blasku – nie zniszczyć spokoju tafli.
Bo są takie zjawiska, rzeczy, przedmioty, które zostają na chwilę –
we wnęce OKA– zanim wzniosą się wyżej lub opadną niżej, dopóki fale się nie zestarzeją;
w muszli UCHA – zanim łyżwy świata zamilkną w niej zupełnie;
w grzęzawisku PALCÓW – zanim wyrównają się koleiny;
przedmioty, wobec których odpowiedni wydaje się jedyny
komentarz:
Dziękujemy za odwiedziny.
Leave a Reply