Co się zobaczy tego nie da się odzobaczyć. Co się przeżyje tego nie da się nie pamiętać… O tej zasadzie przypomniałam sobie przy okazji namawiania ludzi do zobaczenia pewnego filmu zanim się będzie o nim wyrażało jakieś swoje zdanie. A przecież nie jest to takie pewne. Bo można i inaczej poznawać sedno spraw.
Gdybyśmy hołdowali tej opinii że trzeba coś samemu poczuć na własnej skórze, to tak jakby o szkodliwości palenia mieli prawo opowiadać tylko palacze, o alkoholizmie – sami alkoholicy, czy o Tatrach tylko taternicy, i tak dalej, i tak dalej… Nie mówiąc już o poetach czy astronomach, że użyję tu tych skrajnych przypadków.
I zaraz następna myśl – czy zdajemy sobie sprawę czym zaprzątamy nasz umysł, choćby surfując po internecie? Co w nas pozostaje po tych pionierskich poszukiwaniach inności i nowości?
Zaczyna się to już od początku naszego życia. Bo właśnie dzieci są najbardziej narażone na doświadczenia nie przeznaczone dla ich stopnia rozwoju. I kiedyś bardzo się o to dbało. Na film od 18-stu lat uczeń podstawówki nie dostał się do kina. Teraz wszystko ma się we własnym ręku, dosłownie, bo w internecie. Ale czy każdy osobnik i w każdym wieku jest odpowiednio dojrzały by ocenić co jest dla niego dobre i czyste, czyli – ekologiczne? „Nie pozwól by twój umysł stał się koszem na śmieci” – taka jest podobno pierwsza i główna zasada ekologii umysłu. Co wyczytałam właśnie w tymże internecie.
Leave a Reply