Z Ewangelii według świętego Jana (13, 16-20)
Kiedy Jezus umył uczniom nogi, powiedział im: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego, który go posłał. Wiedząc to będziecie błogosławieni, gdy według tego będziecie postępować. Nie mówię o was wszystkich. Ja wiem, których wybrałem; lecz potrzeba, aby się wypełniło Pismo: Kto ze Mną spożywa chleb, ten podniósł na Mnie swoją piętę. Już teraz, zanim się to stanie, mówię wam, abyście, gdy się stanie, uwierzyli, że Ja jestem. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto przyjmuje tego, którego Ja poślę, Mnie przyjmuje. A kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał”.
W te majowe dni wszyscy próbujemy naśladować pokorę i wiarę Maryi. To w Niej objawia się niesamowita dobroć Pana Boga. On wybrał Ją na Matkę swojego Syna, który przyszedł na ten świat, ażeby nas zbawić. W dzisiejszym fragmencie z Ewangelii Świętego Jana jesteśmy świadkami modlitwy Pana Jezusa, który prosi za wierzących, to znaczy za Kościół. A pamiętamy, że Kościół to dzieci Maryi – to Ona jest Matką Kościoła, a wierzący w Ewangelię to Jej dzieci. Wspólnota wiary to wielka rodzina, w której prawdziwej modlitwy uczymy się od Maryi. Nie tylko w maju. I nie tylko w październiku. Matka Najświętsza jest z nami od urodzenia aż do śmierci. I wstawia się za swoimi dziećmi. Skoro za nas wszystkich umarł na krzyżu Zbawiciel, skoro Maryja jest Matką każdego z nas – to przyjmijmy całym sercem tę radosną nowinę: naprawdę jesteśmy jedno. Stanowimy jedno przez wiarę i modlitwę. Jeden Bóg – jeden chrzest – jedna wiara. Jeden Pan i Zbawiciel – jedno powołanie do zbawienia. I wreszcie jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół, który jest sakramentem zbawienia. Drogą do Nieba, w którym Wniebowzięta jest Matką wszystkich wierzących. A co z niewierzącymi? Cóż, tak naprawdę oni też wierzą – wierzą, że nie wierzą – módlmy się również za nich! To dobry czas – wszak jutro nabożeństwo fatimskie!
Módlmy się za niewierzących o nawrócenie, ale również za pobożnych i wiernych. Za tego dziesięciolatka, który w ciemne, zimowe poranki podąża za celebransem przez lodowate wnętrze katedry, dźwigając ciężki mszał. A wcześniej jeszcze musiał nauczył się ministrantury w języku łacińskim! Pod kopułą świątyni migotały w gęstym mroku świece, gdym klękał i ksiądz zaczynał ofiarę: Introibo ad altare Dei…
Po latach zmienia się tonacja wspomnień. Podczas służby wojskowej w Podchorążówce Kawalerii w Grudziądzu w co bardziej uroczyste niedziele jechaliśmy konno i zbrojno, szwadronami nad Wisłę, bo tam – na tle zabytkowych spichlerzy, pod skarpą nadbrzeżną – celebrowana była Msza polowa. Uczestniczenie w niej, w pełnym rynsztunku i z koniem, wymagało całego szeregu skomplikowanych manewrów, które musiały odbywać się na komendę doskonale równo, ku podziwowi miejscowej ludności. Proporczyki furkotały w wietrze na lancach, z oddali dobiegał głos księdza, a ja sobie myślałem, że to podobnie musiało być i pod Grunwaldem, i Wiedniem, a także o poranku napoleońskiego dnia owego, gdy szwoleżerowie polscy mieli ruszać szarżą na zdobycie wąwozu Samosierry.
Do tych wspomnień z przeżywania Mszy świętej przed wybuchem wojny, warto dodać kolejne, wojenne i powojenne… związane z dramatyczną historią polskiego narodu. Druga wojna… Niemal z dnia na dzień zabrakło Ojczyzny, później domu nawet i w końcu nadziei. A jednak przecież, z dna mroku i rozpaczy wyłaniają mi się ołtarze po kościołach, szczególnie ten boczny u Świętej Anny, przy którym za okupacyjnych Wielkich Tygodni urządzano symboliczne Groby Pańskie. Słyszeliśmy wokół hitlerowskie ryki, na murach czytaliśmy listy rozstrzelanych, do obozów śmierci wędrowali skazani – ileż księży! – a przecież co dnia u polskich ołtarzy nieprzerwanie odbywały się Msze święte: „Introibo ad altare Dei…”
Po wojnie, której zakończenie inne było od wyczekiwanego przez naród, przyszły lata bardzo trudne, w niespodziewany sposób. Nadszedł wreszcie i ten czas, kiedy uwięziono Prymasa Wyszyńskiego. Nie było wiadome, gdzie się znajduje, aliści nikt nie wątpił, że się modli, składając codziennie na naród ofiarę Mszy, nawet jeżeli jest w celi więziennej, bez stołu ofiarnego i liturgicznych przyborów. „Introibo ad altare Dei…”
Po wspomnieniach czasu, gdy z Watykanu „nadpłynęła” wiadomość o wyborze Papieża Jana Pawła II (Nie zapomnę – i żaden Polak nie zapomni – pierwszej Mszy pontyfikalnej, odprawianej na Placu Świętego Piotra w Rzymie, ale w której uczestniczył na klęczkach cały polski naród nad Wisłą), padają przedziwne słowa wyznania-świadectwa:
Dla mnie osobiście Msza święta jest nie tylko służbą Bogu, ale także, a może przede wszystkim – niechaj bluźnierstwo zostanie wybaczone staremu człowiekowi! – służbą mojej Ojczyźnie. Dlatego też mam własne, skondensowane do spraw najważniejszych, wyznanie wiary: – Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego i wierzę w Polskę…
Leave a Reply