Być mamą, być tatą

Facet niańczy lepiej niż się może wydawać, czyli mężczyźni to świetni ojcowie

Do napisania tego posta zainspirowało mnie pewne forum kobiece, na którym każda żona i mama, do niego należąca może napisać, co ją gnębi i jaki ma problem. Pojawiają się przeróżne kwestie dotyczące szeroko pojętego zagadnienia małżeństwa, rodzicielstwa, partnerstwa i innych „stwów”, ale jeden temat jest niemalże wałkowany do znudzenia. Brzmi on, mniej więcej tak: mój Mąż nic nie robi przy dziecku. Dziecko płacze w nocy i tylko ja do niego wstaję. Mój Mąż chyba nie kocha naszych dzieci, itd. STOP! 
 
Utarło się, że dzieci to domena kobiet. W takiej atmosferze wychowywało się niemalże całe moje pokolenie i wiele pokoleń wstecz, a nawet te kilka po mnie. Panowie, chcąc nie chcąc, dawali wiarę, że ich zadanie jako ojca ogranicza się do spłodzenia, profilaktycznych godzin wychowawczych, względnie paru klapsów, kilku pochwał i kilkunastu klaśnięć w dłonie, kiedy dziecko/dzieci śpiewało, tańczyło albo uprawiało inną formę artystycznego wyżycia na szkolnych występach (o ile, rzecz jasna, na takie występy dotarli). Chowane w tożsamym duchu kobiety wzięły na swe wąskie, ale jednak wytrzymałe barki ciężar zrobienia z dziecka człowieka i ludzkość jakoś płynęła do przodu.
Dzisiaj jednak rola ojca znacznie się rozszerzyła. Zakres jego obowiązków względem powołanej na ten świat latorośli nie zakłada tylko chlubnego zapłodnienia, jeszcze chlubniejszego pokrzykiwania reprymendującego, tudzież wymierzania kar i darowania nagród za odpowiednio: przewiny i dobre postępowanie.
Ojcowie (vide: mężczyźni) to wiedzą i, wierzcie mi lub nie, wcale nie chcą uciekać od swoich ojcowskich obowiązków (wyjątek potwierdza regułę, serio). Przykłady przykładnych (ach, ten język polski) panów, którzy z większym lub mniejszym uśmiechem przewijają, kąpią, potem uczą jazdy na rowerze, pływania, pomagają w lekcjach mogę naprawdę mnożyć. Ale mnożyć mogę również przykłady mężczyzn, którzy to robili, ale potem, z jakichś niewytłumaczalnych przyczyn, przestali.
Co się stało? Pytają spanikowane żony, przytłoczone obiadem, odkurzaczem i wanienką z dzieckiem (ostrożne, by nie wylać dziecka z kąpielą). Obawiam się niestety moje Kochane, że dziecko z kąpielą to już dawno poszło…
A czemu? A temu, że niestety w dużej mierze winę za taki stan rzeczy ponoszą same kobiety.
Jak to? Przecież taki był chętny, tak chciał pomagać. A teraz co?
No właśnie. Co?
Nie wdając się w zbędne szczegóły i niepotrzebne nikomu dywagacje, opowiem Wam pewną sytuację: pewien mężczyzna zwierzył się kiedyś innemu mężczyźnie, że żona suszy mu bez przerwy głowę o to, że nic nie robi przy ich dzieciach. Że zarzuca mu brak zaangażowania. A prawda jest taka, że on zawsze chciał być obecny w codziennym życiu swoich dzieci, ale nigdy nie miał tak naprawdę szansy, bo każdy jego czyn, każda decyzja odnośnie dzieci były krytykowane i poprawiane. Kiedy kąpał, żona patrzyła mu na ręce i instruowała, chociaż tego nie potrzebował. Kiedy przewijał, sytuacja była identyczna. Kiedy ubrał po swojemu, zawsze rozbierała dzieci i ubierała tak, jak ona uważała. Początkowo starał się to spokojnie tolerować, ale w którymś momencie zaczęła narastać w nim frustracja, a że nie chciał żony zranić jakimś ostrym słowem, przestał angażować się w, nazwijmy to, działania przy dzieciach. Kiedy żona uświadomiła sobie, że na jej głowie jest wszystko, co związane z dziećmi, było już nieco za późno. Mąż całkowicie zamknął się w sobie względem opieki nad dziećmi i nie chciał już wychodzić ze swojej „jaskini”.
Czy już rozumiecie? Czy już wiecie, o co chodzi?
A dlaczego na początku pisałam o przeszłości odnośnie opieki nad dziećmi? Dlatego, że wychowywane w systemie „dzieci to kobieca sprawa” uwierzyłyśmy, że my i tylko my wiemy, jak się nimi opiekować i chociaż nasi mężowie mogą to zrobić równie dobrze (mimo, że inaczej), to wiele z nas nie chce przyjąć tego do wiadomości.
Co zatem zrobić, kiedy mąż prawdopodobnie został zniechęcony do opieki nad dziećmi, a żonie, ręce od obowiązków nad nimi, już wiszą u podłogi?
Chwalić! Zachęcać! Dziękować za każdy jeden przejaw zaangażowania! I nade wszystko: nie krytykować! To, że Pan Bóg uczynił kobietę kobietą nie sprawiło, że pozjadała ona wszystkie rozumy względem wychowywania i opieki nad dzieckiem.
Pozwólmy mężczyznom być ojcami przez duże „O”. Tylko tyle i aż tyle 🙂

O autorze

Anna Dzikowska-Rogacka

Szczęśliwa żona Pawła i mama Jasia. Z wykształcenia geograf i hotelarz, z wyboru tłumacz z trzech języków, korektor słowa pisanego, felietonistka i początkujący coach chrześcijański. Prowadzi bloga Kobieta w Kościele i grupę wsparcia duchowego dla kobiet na facebooku pod tą samą nazwą; patriotka, która cierpi na Sopliców chorobę (oprócz Ojczyzny, nigdzie jej się nie podoba). Żądna wiedzy, zadaje kłam teoriom o blondynkach. Czyta, czyta, czyta...

2 komentarze

  • Dokładnie tak. Sam jestem ojcem i bywa, że żonie zasugeruję jak coś zrobić lepiej, co kupić itp. Za co mi się obrywa, bo ona uważa, że zna się najlepiej i w ogóle wchodzę w szczegóły, przesadzam ect. W efekcie końcowym wychodzi na to, że ja mam rację w wielu kwestiach. No ale cóż…. czasami ciężko przetłumaczyć. Teraz po prostu mam to wszystko w nosie. Mój stan bierności odnosi się tylko do tego co mam zrobić wedle jej rozkazu. Związek na krawędzi, po wielu kłótniach – oczywiście z mojej winy! Więc siedzę na walizkach, których żona jeszcze nie zobaczyła.

    Pozdro dla takich kobiet, które mam nadzieję, że nas docenią jeszcze przed lub już po fakcie.
    Karol

Leave a Reply

%d bloggers like this: