Gdy nadchodzi jesień, nie zawsze widać karnawał kolorów jesiennych liści, w promieniach delikatnego, jesiennego słońca. Nadchodzą także dni pochmurne, chłodne i niejednokrotnie deszczowe. Krople deszczu mniej lub bardziej rytmicznie wybijają melancholijne rytmy o szyby. Wtedy najczęściej przychodzą słoneczne wspomnienia z minionych wakacji. W tym roku takim ciepłym wspomnieniem była wizyta w Corinaldo, średniowiecznym miasteczku, znajdującym się we włoskiej prowincji Marche, jakieś 80 km na północ od Asyżu. Spacerując ulicami tego uroczego miejsca, wcale nie zaskakuje wiadomość, że w 2007 zdobyło ono tytuł najpiękniejszego miasteczka Włoch. Zanim przekroczy się mury miasta, już z daleka zachwycają ich wspaniałe kształty, pochodzące z XIV w., które zachowały się aż do naszych czasów. Projektował je sławny, włoski architekt Francesco di Giorgio Martini, który był również architektem fortyfikacji Sieny. Zarówno mury, jak i większość tego, co się znajduje w ich wnętrzu, zbudowane jest z czerwonoszarej cegły, łącznie z kościołami. Również dachówki są tej barwy, nadając całemu miastu niepowtarzalny koloryt.
Włochy to nie tylko kraina cudownych zabytków kultury czy wspaniałości kulinarnej, ale to także kraj wielu świętych, których nie mogło zabraknąć i w Corinaldo. Tutaj, 16 października 1890 r. urodziła się św. Maria Goretti. W kościele św. Mikołaja w Corinaldo, znajduje się teraz jej sanktuarium. Św. Maria Goretti żyła w tym pięknym mieście sześć lat, a potem wraz z całą rodziną, z przyczyn ekonomicznych, przeprowadziła się do Collo Gianturco, w pobliżu Paliano. W 1902 r. poniosła męczeńską śmierć w obronie czystości. W 1947 papież Pius X ogłosił ją błogosławioną, a trzy lata później świętą. Historia jej krótkiego, brutalnie przerwanego życia wzruszyła jej współczesnych, nie przestaje wzruszać i dzisiaj. W jej pogrzebie wzięły udział tysiące osób, setki kapłanów pod przewodnictwem biskupa. Już wówczas zaczęto nazywać Marię Goretti „św. Agnieszką XX wieku”. Będąc na łożu śmierci, przebaczyła swojemu zabójcy, który się nawrócił. Po latach napisał on w swoim pamiętniku: Maria Goretti teraz jest świętą, była jakby dobrym aniołem dla mnie, przysłanym przez Opatrzność Bożą, aby mnie ratować. Jeszcze teraz słyszę w moim sercu słowa jej przebaczenia. Modliła się za mną, orędowała za swoim zabójcą. Ten piękny kwiat w Bożym ogrodzie świętych, którym była święta Maria Goretti, wzrósł na tej cudownej glebie Corinaldo.
W centralnej części miasta znajdują się schody, wraz ze studnią, która ma prawie 600 lat. Studnia nosi wdzięczną nazwę studni polenty. Historia głosi, że dawno temu pewien człowiek niósł w górę po schodach worek mąki kukurydzianej, z której wyrabia się tradycyjną polentę. Zmęczony niesionym ciężarem, postanowił odpocząć przy studni na której oparł worek. Niestety, przez nieostrożność worek wpadł do jej wnętrza, a jego biedny właściciel, usiłując go wydostać, ostatecznie pogrążył się w jej wodach. Miejscowe plotkarki, które były świadkiem wydarzenia zaczęły żartować, że człowiek ten jadł polentę w studni, a nawet, że oprócz mąki, miały tam się znaleźć wieprzowe kiełbaski. Dla upamiętnienia tej historii, od 1979, w lipcu, organizowany jest barwny festiwal historyczny zwany „sporem o studnię polenty”.
Niedaleko studni polenty znajduje się inna ciekawa osobliwość Corinaldo, a mianowicie “dom” Scuretto. Ten dom to tylko frontowa ściana, wyglądająca prawie jak dekoracja teatralna, jednakże w odróżnieniu od teatru wybudowana z cegieł. Na tejże ścianie umieszczona jest stosowna tablica, która opowiada historię tego “domu”, a raczej ściany. Otóż, Gaetano Scuretto, szewc i pijak, miał pracowitego syna, który wyjechał do Ameryki, aby zarobić na budowę domu w Corinaldo. Syn regularnie wysyłał ojcu pieniądze, które ten jeszcze bardziej regularnie przepijał. Jednak znając dobrze swojego ojca, w synu musiał zrodzić się jakiś niepokój co do jego rzetelności i zażądał zdjęcia wybudowanego domu. Ojciec, w celach fotograficznych, zdołał wybudować fasadę i postarał się nawet o numer dla domu. Jednakże sam dom nigdy nie został ukończony, o czym można przekonać się na własne oczy również i dzisiaj.
Nie wiem dlaczego, ale wokół tego niedokończonego domu wylegiwały się trzy czarne koty, o niezwykle tajemniczych pyszczkach, jakby były strażnikami jeszcze nie poznanych, a im tylko wiadomych tajemnic Corinaldo. Z kocim wyrazem twarzy, który zdawał się mówić: Wiem, ale nie powiem. Koniec słonecznego wspomnienia. A za oknem jesienny deszcz smutne pieśni gra… gdy nadchodzi jesień.
Leave a Reply