I ślubuję Ci miłość…
Jak można ślubować miłość? Wierność, to rozumiem. Można skłonić swoją wolę do pewnych zachowań, ale miłość?
Miłość, to przecież płomienne uczucie, rodzące się w sercu właściwie nie wiadomo z jakiego powodu. Często nie mamy wpływu na to czy się pojawia, wręcz można odnieść wrażenie, że pojawia się gdzie chce i kiedy chce… Niekiedy zupełnie nie tam, gdzie powinna. Jak nad tym panować?
Przysięga małżeńska mówi jasno: „ślubuję Ci” więc nie ma to tamto. Jak ślubowałam, to musi być.
Z tego wynika, że miłość trzeba sobie wypracować, podobnie jak wierność, no a co za tym idzie, uczciwość małżeńską.
Noo… To mamy przechlapane.. Przynajmniej ja.
Otóż według uczciwości małżeńskiej czasem kocham swojego męża, a czasem to… szkoda gadać! Gdyby nie to, że Bóg tak ceni sobie Miłosierdzie, nie raz zrobiłabym z nim porządek… No i pewnie On ze mną. Co tu robić?
No dobra, może nie jest tak źle. W końcu podczas przysięgi padają słowa: tak nam dopomóż Panie Boże Wszechmogący… Uff. Dzięki Ci Boże, naprawdę doceniam. I przyznaję, że masz doprawdy sporo roboty z tym dopomaganiem, bo tak jak już wcześniej wspomniałam, czasem to…. Zwłaszcza po jakiejś siarczystej awanturce.
Trudno w to uwierzyć, ale kiedy faktycznie angażuję Niebo do dotrzymania mojego ślubu, Oni tam chyba na głowie stają, żeby słowa przysięgi nie stały się czczym gadaniem i jakimś dziwnym klejem sklejają te nasze potłuczone serca… hmmm… Jak Oni to robią? Nie wiem, ale łatwiej mi jakoś myśleć, że to nie mozolny trud wypracowania sobie tej ślubnej miłości, ale coś jakby pył z Nieba?…
Photo by Thomas AE on Unsplash
„Otóż według uczciwości małżeńskiej czasem kocham swojego męża, a czasem to… szkoda gadać! Gdyby nie to, że Bóg tak ceni sobie Miłosierdzie, nie raz zrobiłabym z nim porządek… No i pewnie On ze mną.”
Pięknie i … uczciwie opowiedziane!
Gratuluję i życzę wielu dobrych lat w tym … pięknym tańcu we dwoje!