Zarządzanie domem

Inżynier elektryk o swoich sposobach na oszczędzanie energii

Jest takie powiedzenie o tym jak schudnąć. Wszyscy wiedzą jak to zrobić, mało komu wystarcza determinacji i sił żeby to zrobić, a trzeba po prostu – mniej jeść. Podobnie jest z oszczędzaniem energii elektrycznej – trzeba jej mniej zużywać. Proste, dziękuje za uwagę, zostawcie łapki w górę i pozytywne komentarze. 
No właśnie, proste – ale nie do końca. Postaram się podzielić moimi doświadczeniami w tym zakresie. Wszystko co poniżej opiszę, stosujemy w domu od lat, więc są to sprawdzone sposoby, ale moje – nie uzurpuję sobie prawa do „jedynej słusznej metody”.

Jest też takie powiedzenie: „W każdym domu jest osoba, która chodzi i obsesyjnie wyłącza po wszystkich światło. Jest to osoba, która płaci rachunki, w moim domu tą osobą jestem ja”. Niby, przy aktualnym wkładzie oświetlenia w domu w całościowy bilans zużycia energii, nie jest tak jak kiedyś, gdy opłaty za prąd nazywano opłatami za światło, ale… Jeżeli zostawimy kilka źródeł LED o łącznej mocy 100 W i wyjdziemy z domu, to po 10 godzinach robi nam się 1 kWh, czyli 0,77 zł. Antycypując, przyjmijmy w kolejnych wyliczeniach 1 zł. Czyli:

Punkt pierwszy: Podstawa to wyłączanie zbędnych odbiorników oświetleniowych

Jest to o tyle proste, że włączone światło widać. Trzeba trochę poprzypominać dzieciom, żeby wyłączały je po sobie (po mniej więcej 10 latach zwracania uwagi powinny być widoczne pierwsze efekty), przypilnować innych domowników i być konsekwentnym wobec siebie.

Kolejna sprawa. Świadomość ile na co energii nam „idzie”. Zainwestowałem swojego czasu w watomierz cyfrowy, koszt 50-80 zł, i podłączając po kolei urządzenia w domu, sprawdzałem ile energii i na jakim programie zużywają. Zmywarka, pralka, suszarka, piekarnik itd. Okazało się (niby oczywiste, ale potwierdzić miło), że programy mające w nazwie „eko” z żadnym eko nie mają nic wspólnego, bo 2,5h działania zmywarki na tym programie nijak nie przekłada się na mniejszy pobór energii elektrycznej, za to skutecznie rozbija więzy rodzinne, kiedy wszyscy walczą o ostatnią czystą szklankę. Lodówki nie przeskoczymy, ale dla osób stojących przed wyborem czy kupić lodówkę do zabudowy czy wolnostojącą – wolnostojąca zużywa mniej energii, bo ma skuteczniejsze odprowadzenie ciepła z agregatu, więc utrzymuje niską temperaturę niższym kosztem energii. Tak więc:

Punkt drugi: watomierze w dłoń i do roboty

Świadomy wybór trybu działania dowolnego urządzenia może zostawić nam w kieszeni kolejne kilowatogodziny przeliczane na złotówki. Z mojej niszy zawodowej: Wiem, że nie każdy ma w domu luxomierz, ale kupiłem sobie na któreś urodziny (za pozwoleniem żony oczywiście) miernik elektryczny z funkcją pomiaru poziomu natężenia oświetlenia. I okazało się na przykład, że po zamówieniu kilku partii źródeł LED do domu na znanym serwisie aukcyjnym, źródła o większej mocy dawały mniej mniej luxów (jednostka natężenia oświetlenia) niż to o mocy mniejszej.

Skoro przy wyborze lodówki byliśmy, to przy zakupach nowych urządzeń sprawdźmy zużycie energii deklarowane przez producenta, nie patrząc na klasę energetyczną. Porównywałem kiedyś lodówki dwóch „wiodących marek”, o porównywalnych gabarytach i funkcjach, o klasach energetycznych A i A+. Ta z A+ zużywała więcej energii od tej A. I nie przejmujmy się, że deklarowane zużycie energii ma się do faktycznego, jak deklarowane przez producentów samochodów spalanie do tego co potem nam wychodzi przy dystrybutorze – chodzi o rząd wielkości – wszyscy producenci przekłamują podobnie. Zasada dotyczy wszystkich urządzeń, lodówki są o tyle wdzięczne do analizy bo czas pracy jest stały: 24h/dobę, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku. Więc:

Punkt trzeci: analiza zużycia energii przed zakupem

Różnice mogą liczyć się w dziesiątakach kilowatogodzin rocznie, dla równego rachunku niech to będzie 36 kWh/rok różnicy. Miesięcznie daje nam to 3 kWh czyli 3 zł. 

Weźmy się za kolejny aspekt który może od niektórych wymagać zmiany przyzwyczajeń. 

Tryb stand-by. Urządzenia, nawet wyłączone, cały czas pobierają prąd. Moja suszarka, teoretycznie pokrętło w pozycji „OFF”, pobiera 0,6 W. Niby to 0,5 kWh miesięcznie czyli 50 groszy – ale jednak. Ciekawiej jest przy listwach przepięciowych i urządzeniach z wyświetlaczami, diodkami na obudowie itp. Moja listwa zasilająca komputer pobiera 5,5 W przy wyłączonych wszystkich urządzeniach, które zasila. Czyli 4 kWh miesięcznie = 4 zł z kieszeni. A wystarczy zrobić „pstryk” przed pójściem spać i mamy na loda/batona/obwarzanka/lizaka/zapałki (niepotrzebne skreślić, w zależności od czasu w jakim czasie czytacie, inflacja dopiero się rozpędza, także tego…). No to:

Punkt czwarty: Wyłączanie urządzeń z trybu stand-by

Niektóre urządzenia, po wyłączeniu przycisku zasilania nie pobierają więcej energii, większość jednak tak – ale tutaj patrz punkt drugi. U mnie żona potrzebował czynnego wyświetlacza na piekarniku, bez potrzeby ciągłego ustawiania godziny, więc jest to jedno z trzech urządzeń, które ma zasilanie na stałe. Pozostałe to nasza kochana lodówka i drukarka, ponieważ czyści regularnie głowicę, ewentualne oszczędności na energii w tym przypadku zrekompensują naprawę głowicy, albo kupno nowej drukarki, za jakieś kilkaset lat. Wszystkie urządzenia, które nie posiadały skutecznego odłączenia poboru energii, zaopatrzyłem w zwykły wyłącznik na dodatkowym przedłużaczu (kabla zasilającego lepiej nie ciąć na wypadek konieczności skorzystania z gwarancji).

***

Na koniec kilka uwag natury ogólnej. Pamiętajmy o drobiazgach takich jak, efektywne wykorzystywanie możliwości urządzeń. Puszczajmy pełną pralkę. Zanim puścimy zmywarkę, sprawdźmy czy przypadkiem nie wejdzie do niej o 1/3 więcej naczyń przez np.: inne ułożenie. W miarę możliwości przejdźmy z czajników elektrycznych na gazowe (do czasu opłacalności takiego rozwiązania oczywiście). 

Tu mała anegdota o zmianie zwyczajów dzięki bodźcowi wzrokowemu. Mój Teść korzystał z czajnika elektrycznego, mając w domu gaz. Uwagi zbywał stwierdzeniami, że „szybciej, bezpieczniej i wygodniej”. Ale w końcu nasi przyjaciele z Niemiec wymienili mu licznik z indukcyjnego (taki z kręcącą się tarczą) na elektroniczny (taki z migającym światełkiem). I właśnie „przyspieszenie” migania światełka było katalizatorem zmiany sposobu gotowania wody u mojego szacownego Teścia.

Ponieważ piszę z perspektywy 1 fazy, czyli bloku, to tylko jedna uwaga dla mieszkańców trójfazowych, czyli z domów. Rozkład faz. Jeżeli damy wszystkie obwody na jedną fazę, pozostawiając pozostałe bez obciążenia – nie zrobi to dobrze naszym rachunkom. Dodatkowo kwestia kompensacja mocy biernej – nowe mierniki mają pomiar tej mocy i niestety rachunki mogą przez to wzrosnąć i to bardzo. Ale to już temat na kolejny artykuł.

Unikajmy, w miarę możliwości, urządzeń z dużymi wyświetlaczami – im większy, tym więcej energii pobiera. Wystarczy spojrzeć jak wygląda użycie baterii w smartfonie i na co idzie jej najwięcej. Ciekawostka: ładowarki impulsowe (te mniejsze) mają zerowe zużycie energii, w przeciwieństwie do ładowarek transformatorowych (te większe i starsze). Unikajcie również wszystkich urządzeń mających w nazwie „smart”. To znów temat na oddzielny artykuł, ale skoro możemy sobie coś włączać z poziomu smartfona, to jesteśmy pewni, że tylko my? No i warto pamiętać o sytuacji z Kalifornii, gdzie gubernator nakazał firmom od aplikacji „smart” zablokowanie możliwości skutecznego używania klimatyzacji. Czyli mam klimę, ale co z tego.

Na podsumowanie napiszę tylko, że dzięki stosowaniu powyższego (i mojemu obsesyjnemu wyłączaniu światła po dzieciach) sześcioosobowa rodzina, używająca pralki, suszarki, zmywarki, mikrofalówki, komputera stacjonarnego i kilku laptopów, piekarnika elektrycznego (włącznie z pieczeniem chleba 1-2 razy w tygodniu) zużywa rocznie około 2100 kWh, czyli 175 kWh miesięcznie.

Foto:  Markus Winkler on Unsplash

O autorze

Marcin Brzostek

Mąż jednej żony, ojciec czwórki dzieci, inżynier. Miłośnik Orwella, sportów walki, starej dobrej science fiction i wysokich szlaków górskich.

Leave a Reply

%d bloggers like this: