Wydarzenia związane z islamskim terroryzmem wzbudzają ostatnio gorące dyskusje, stanowią też ciekawy punkt wyjścia do refleksji nad cywilizacją. W publicystyce liberalno-lewicowej można znaleźć powtarzane jak mantra stwierdzenie, że islam jest czymś w rodzaju chrześcijaństwa, tylko zapóźnionego w rozwoju o kilkaset lat (bo powstał później). Dlatego zdarzają się w nim ekstremiści. Wystarczy teraz islam w przyspieszonym tempie, eksternistycznie unowocześnić a doszlusuje on do świata liberalnej demokracji.
Ta heglowska próba opisywania dziejów religii nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, nawet się o nią nie ociera. Elementarna znajomość faktów z przeszłości obu religii zaprzecza tej historiozoficznej narracji. Islam nie jest żadnym „chrześcijaństwem z 600 letnim opóźnieniem”. To zupełnie inna religia, hołdująca innym wartościom, inaczej zorganizowana, inaczej się rozwijająca.
Założyciel chrześcijaństwa umarł na krzyżu opuszczony przez swoich uczniów, którzy później wylęknieni dość niemrawo zbierali się by gościć Ewangelię wędrując po szlakach Imperium Romanum. Założyciel islamu umarł jako wódz potężnej, zaborczej armii, mającej już na koncie szereg wygranych bitew. Umarł władając teokratycznym imperium, które stale zwiększało swój obszar na drodze zbrojnego podboju.
Pisma święte odgrywają zupełnie inną rolę w obu religiach. Jezus nie pozostawił po sobie żadnych pism, przez następne trzy stulecia Ewangelia była przede wszystkim głoszona, kodyfikacja Biblii miała miejsce znacznie później. W kościołach tradycji apostolskiej (protestantyzm się tu różni) Pismo Święte jest traktowane jako natchnione przez Boga i napisane przez ludzkich autorów, miało ono zawsze charakter pomocniczy wobec Tradycji.
Inaczej w islamie – wedle jego doktryny Koran został napisany przez Allaha i wręczony w gotowej formie Mahometowi. W surach Koranu wielokrotnie znajdziemy nawoływania do walki zbrojnej z niewiernymi, czego próżno szukać w słowach Jezusa.
I tu dochodzimy do ważnej kwestii – stosunek do przemocy. Jest sprawą zupełnie oczywistą, że wszędzie znajdą się ludzie motywujący akty przemocy religijnymi pobudkami (albo i niereligijnymi). Ważne jest co innego – jak ma się ich przemoc do doktryny wyznawanej religii? Zabijający w imię Jezusa z wielkim trudem znajdą potwierdzenie swoich czynów w Ewangelii. Natomiast muzułmanin zabijający niewiernych nie robi nic sprzecznego z Koranem. To jest bardzo istotna konstatacja gdyż wynika z niej, że nie ma żadnych islamskich ekstremistów. Ludzie nazywani tak w lewicowo-liberalnej prasie są zwyczajnymi muzułmanami, postępującymi zgodnie z nauką Mahometa.
Jak mawia Stanisław Michalkiewicz – to nie islam ma problem z ekstremistami. Islam się nie zmienił od kilkunastu stuleci. To cywilizacja zachodnia ma problem, bo zagubiła zdolność rozeznawania rzeczywistości.
Leave a Reply