40(0) lat minęło… od śmierci Williama Szekspira
Był szary, deszczowy, zimny wieczór. Tego dnia było o tej porze ciemniej niż zwykle. Gęsta mgła zawisła nad mokrymi chodnikami na Oxford Street, ciężko było dostrzec majaczące w dali budynki. Błyszczące od deszczu płyty chodnikowe odbijały światło ulicznych latarni, a mgła rozpraszała blask tysięcy witryn sklepowych.
Tłum ludzi, pospiesznie podążających za swoimi sprawami, przejeżdżające samochody i autobusy, klaksony aut, które utkwiły w korku, wszystko – czy to dźwięk, czy ruch, czy ludzie – tonęło we mgle.
Nagle z mroku wysunęła się średniego wzrostu postać. Zmierzała powoli przed siebie, stukając obcasami o lśniący, wilgotny bruk. W porównaniu z tłumem zdawała się poruszać dosyć wolno, jakby ważąc każdy krok. Dopiero po wkroczeniu w światło latarni można było dostrzec, że jest to mężczyzna, ubrany w czarny płaszcz z dwoma rzędami guzików i paskiem oraz szalik w granatowo-zieloną kratkę, zawiązany pod szyją jak fular. Dłonie ukrył w kieszeniach, a z jego ust i nosa wydobywała się para.
Mężczyzna nagle zatrzymał się przed jedną z witryn, uważnie obserwując wystawę. Ludzie przepływali za nim pospiesznie, a on stał odwrócony do nich tyłem, wpatrzony we wnętrze sklepu. W końcu niepewnym krokiem ruszył do drzwi i nacisnął powoli klamkę.
Sklep był pełen kostiumów różnych postaci, znanych z dużego i małego ekranu. Tuż przy drzwiach znajdowały się bajkowe stroje i kostiumy zwierząt. Król Lew, Myszka Mickey, Kubuś Puchatek etc. etc. Nieco dalej, w głębi, znajdowały się stroje różnych bohaterów: królów i książąt, bogów, herosów, wojowników i najprzeróżniejszych postaci historycznych i współczesnych.
Hamlet skierował się w głąb sklepu, idąc przyglądał się uważnie każdemu kostiumowi. Na jego twarzy malowała się niepewność, ale też zacięcie i determinacja: usta zacisnął w cienką linię, ściągnął brwi, a oczy uważnie śledziły wszystko wokół niego. W milczeniu podszedł do pewnego stojaka i sięgnął po wieszak. Długo przypatrywał się niebieskiej tkaninie z wyhaftowanym, czerwonym „S”…
„Tak, to jest to!” – pomyślał Hamlet – „wreszcie będę kimś lepszym, silnym i potężnym – półbogiem! Wszyscy będą się mnie bali, a zarazem szanowali, nikt nie będzie miał przede mną żadnych tajemnic, bo jednym ciosem będę mógł zabić. Moja siła będzie moją bronią!”
Pospiesznie włożył na siebie niebieski kostium z czerwoną peleryną i dumny stanął przed lustrem. Czekał. Nic się nie wydarzyło. Nie poczuł żadnych nadprzyrodzonych mocy czy nadludzkich zdolności. Zamiast półboga ujrzał śmiesznego człowieczka wciśniętego w niebieskie rajtuzy. Zaklął pod nosem, błyskawicznie ściągnął z siebie strój i z wściekłością cisnął nim o ziemię. „Znajdę coś lepszego!” – pomyślał ze złością – „będę kimś jeszcze lepszym!” Po czym zaczął przeszukiwać kolejne wieszaki.
W oko wpadł mu idealnie skrojony, czarny garnitur z białą koszulą i czarną muszką. Hamlet przyjrzał się kostiumowi uważniej i dostrzegł jakąś wypukłość w kieszeni, jakby coś tam było schowane. Sięgnął do środka, a jego palce natrafiły na coś metalowy, zimny i twardy przedmiot. Powoli wyciągnął rękę i ujrzał najprawdziwszego Walthera – pistolet, jeden z najlepszych na rynku. „James Bond!” – krzyknął zachwycony – „tak, to jest to, będę Jamesem Bondem! Szybki, sprytny i zaradny, będę umiał znaleźć rozwiązanie z każdej sytuacji, a moje stalowe nerwy zniosą każdy cios! Celność moich strzałów rozniesie się po świecie, a piękne kobiety stadami będą stać pod moim oknem! Moja broń będzie moją siłą! A jak wyprzystojnieję w tym garniturze! Zdecydowanie powinienem być Bondem”.
Uradowany szybko ubrał się w strój. Trochę czasu zajęło mu zawiązanie muszki, ale kiedy wreszcie się z tym uporał, stanął zadowolony przed lustrem, przyjmując męski wyraz twarzy. Nie poczuł się inny. Sięgnął po pistolet i przyjął strzelecką pozę.
Ilustracja: fabrizio vanelli/Flickr/CC BY 2.0
Leave a Reply