„Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie.” Słowa wypowiedziane przez Jana Zamojskiego można sparafrazować i powiedzieć: „Tacy będą księża, jakie ich w rodzinach i seminarium chowanie”.
To, że w seminariach kształci się obecnie chłopaków zniewieściałych, wydelikaconych, pragnących luksusu i wygody, widać nie od dziś. To, że zabija się w nich pierwotne ideały i potrzebę poświęcenia dla Chrystusa i Ludu Bożego – to też nie nowina. To wszystko, niestety, odbija się na kondycji Kościoła Chrystusowego, jakości Mszy świętej i życiu parafialnym. Ciężko mi zrozumieć „wypalonego” proboszcza, który mówi, że to ludzie powinni chcieć coś w parafii robić i przychodzić do niego. Przypominam sobie wtedy Jana Marię Vianneya i jego bezbożną parafię…
Msza święta jest dla katolika bardzo ważna. Czytałam kiedyś świadectwo młodego księdza, który dzielił się swoim doświadczeniem przeżywania jej. To intymne, głębokie przeżycie mnie bardzo poruszyło i wzruszyło. Kapłan stojący przodem do ludzi siłą rzeczy czasem zachowuje się jak aktor, gracz. Ile rozproszenia spotyka go podczas odprawiania Mszy, podczas samego przeistoczenia. Jak bardzo jest także odzierany z intymności wewnętrznej, duchowej, głębi przeżyć, gdy musi stać przodem do ludzi. Tym bardziej rani niedbałość w sprawowaniu Mszy świętej. Jeśli księża myślą, że nie mamy świadomości ich bylejakości – to się grubo mylą… Mam kiepskie doświadczenie w mojej parafii, gdzie ksiądz wikariusz, podając komunię świętą, wypowiada: „ciaochrsa” za każdym razem komunikując wiernych. Gdzie tu szacunek chociażby dla Imienia Bożego? Niech się później nie dziwi, że ludzie nie przyklękają przed Najświętszym Sakramentem, nie robią znaku krzyża, tylko omiatają muchy. Gdyby czuli sacrum, dużo łatwiej zgięliby kolana… Ryba, jak to mówią, psuje się od głowy… Jeśli kapłan nie oddaje należnej czci Bogu, czemu czegoś innego wymaga się od wiernych?
Msza święta ograbiona z bogatej symboliki, sprowadzona do gitarowych „sieczkobrzęków”, bardziej przypomina klimat imprezy przy ognisku, a nie celebracji Najświętszej Ofiary… Tyle mówi się o odejściach młodych z Kościoła. Ogniska i imprezy to oni mają na każdym kroku. Połajanek też całkiem dużo ich spotyka.
Tak wielu nastolatków odurza się różnej maści używkami, czuje się nieszczęśliwymi. Z jednej strony świat zachęca ich do wczesnej inicjacji seksualnej, zakosztowania wszystkiego, co zakazane. Stawia im poprzeczkę drogich i luksusowych ciuchów, wypasionych smartfonów, łapie ich w klamry tandetnej, wyzywającej mody, popularności tiktokowych głupot. Rozczarowani ludźmi, w poczuciu niezrozumienia, z tęsknotą w sercu, okaleczają się, popadają w depresję i latami szukają czegoś, za czym tęsknią ich dusze. Odchodzą od Kościoła, zniechęceni byle jakimi lekcjami religii, brakiem zapału katechetów i zanikiem wiary u księży i rodziców. Brakuje im zrozumienia istoty naszej wiary, mistyki. Nie czują głębi i bogactwa łask, jakie rozlewają się na nich podczas Mszy świętej i adoracji Najświętszego Sakramentu. Nie szukają tu ucieczki i wsparcia. Trudno ich winić, nawet nie wiedzą z czego rezygnują, bo nie posmakowali tej uczty, traktując ją jako rutynową tradycję. Zniechęceni i rozczarowani, nie mają pojęcia o wszechogarniającej i uzdrawiającej Miłości Chrystusa, która pragnie zaspokoić ich tęsknotę serca i ugasić pragnienie wyschniętej duszy.
Foto. Phil Roussin/Flickr/CC BY-NC-ND 2.0
Leave a Reply