Sama jestem z każdym dniem bliżej tego momentu,że zapomnę drogi do domu, że zapomnę jak się nazywam, że będę…problemem.
„Mamo, nie martw się, kiedy będziesz stara to ja się tobą zajmę”. Taką deklarację złożył mi kiedyś jeden z moich najstarszych synów. Leżał wtedy na chirurgii po operacji skomplikowanego złamania nogi, którego doznał w wyniku kolizji swojego skutera z samochodem osobowym. Opiekując się nim przeżywałam ogromną traumę, bo gorączka po operacji przez wiele dni była bardzo wysoka i powoli zaczynało się wokół szeptać coś o zakażeniu kości. Starałam się uśmiechać „wysadzając” mojego prawie dorosłego syna an na szpitalny basen, myjąc go w łóżku i próbując karmić. Jego zoperowaną nogę ułożono bez gipsu na specjalnej, podwyższonej szynie i czekano na rezultat ześrubowania kości za pomocą specjalnej metalowej płytki. Łzy same leciały mi z oczu na myśl,że oto ten chłopak już wkrótce może zostać na całe życie kaleką. On tymczasem sypał jak z rękawa tekstami, które w zamyśle miały mnie pocieszyć, a powodowały jeszcze więcej łez i wzruszenia. Dopiero, kiedy powiedział: „No, przestań płakać, przecież jeśli jest Bóg, to wie co dla mnie najlepsze”, ochłonęłam i zaczęłam myśleć rozsądniej.
Ale to zdanie o tym,że ktoś zajmie się mną, gdy będę stara czasem w różnych sytuacjach do mnie wraca. Przecież wokoło jest tylu samotnych starych ludzi, którzy potrzebują opieki albo po prostu miłości. Jak to się dzieje,że w dzisiejszym, zasobnym świecie coraz mniej dzieci zajmuje się starymi rodzicami? Dlaczego łatwiej nam znaleźć opiekunkę czy tzw dom starców vel dom złotej jesieni vel dom spokojnej starości niż wziąć na siebie opiekę nad tymi, którzy przecież nie tylko dali nam życie, ale także wychowywali i zajmowali się gdy tego potrzebowaliśmy? Mamy mnóstwo urządzeń usprawniających nasze życie, mamy komputery, telefony, pralki, zmywarki, gotowe dania i jedyne czego nie mamy to czas dla najbliższych. W moim rodzinnym domu, oprócz rodziców i brata mieszkali również dziadkowie. Mięliśmy trzy pokoje;dla rodziców, dla dziadków i dla dzieci. I chociaż nie było łatwo, bo różnice między pokoleniami zawsze implikują konflikty to z domu wyniosłam tak wiele dzięki różnorodności światów, które w nim się przenikały. Było ciasno, było gwarno i było…rodzinnie.
Teraz często dorosłe dzieci biorą mieszkanie na kredyt, muszą nieustannie pracować, bo zaciągnięty bankowy dług trzeba spłacać, swoje dzieci posyłają na nieograniczone ilości dodatkowych zajęć, a do swoich rodziców dzwonią czasami i widują się od święta. I wszystko idzie dobrze do momentu, gdy pewnego dnia dowiadują się, że któreś z rodziców zgubiło drogę do domu, zapomniało jak się nazywa, albo upadło i wylądowało w szpitalu. I wtedy pojawia się problem. Kto się mamą czy tatą zajmie? Przecież wszyscy musimy pracować, przecież nie mamy miejsca, bo mieszkanie i tak ciasne. Więc może opiekunka? I szukamy kogoś kto zamiast nas zrobi zakupy, umyje okna, pomoże pójść do lekarza. I nic w tym dziwnego, i dobrze,że chociaż tyle, a może aż tyle. A jednak jakoś smutno i źle. Bo starzy rodzice nie chcą być problemem dla swoich dzieci, bo nie chcą zajmować wnuków swoimi sprawami i troskami. Więc grzecznie dziękują, przyjmują oferowaną pomoc i tylko patrzą na kolorowe zdjęcia ze ślubów, chrzcin czy wspólnych świąt.
Wiem, świat pędzi do przodu, mamy mnóstwo naglących spraw tylko,że mocno utkwił mi w pamięci widok mojej mamy rozczesującej w niedzielę włosy babcinego cieniutkiego już warkocza. I dobrze jeszcze pamiętam jak sama czesałam moją mamę i karmiłam ją łyżeczką, gdy już sama nie mogła jeść. Miałam bowiem ten niezwykły przywilej, że jako niepracująca matka i gospodyni domowa mogłam zająć się nie tylko swoimi dziećmi, ale i moją mamą. Nie każdy tak może, ja mogłam i nie żałuję ani jednej sekundy, którą na to poświęciłam chociaż łatwo nie było. Nie wydaję żadnych sądów tylko gdzieś głęboko w środku kołacze mi się myśl,że ten bogaty, współczesny świat odebrał nam bardzo wiele. Daje bardziej lub mniej luksusowe domy pogodnej starości, daje wykwalifikowaną opiekę na oddziałach szpitalnych , ale odbiera więzi, bliskość i czułość. Nie zawsze i nie każdemu, a jednak coraz częściej coraz nachalniej. Czemu tak się tym martwię? Bo sama jestem z każdym dniem bliżej tego momentu,że zapomnę drogi do domu, że zapomnę jak się nazywam, że będę…problemem.
Photo: pedrosimoes7 via Foter.com / CC BY
Leave a Reply