Jak to miało być? Żyli długo i szczęśliwie w małym domku, otoczeni gromadką dzieci; na kuchence bulgotał obiad, a z piecyka wysnuwał się kuszący zapach ciasta. Zapach miłości. Zapach zapierającego dech szczęścia. Małe łapki rozsypujące na podłogę cukier zmieszany z mąką.
Jak jest? Dwoje ludzi miotających się pomiędzy buntem a rozpaczą, między nadzieją a apatią. Otoczeni ciemnością i zwątpieniem. Jedno za drugim pojawiają się pytania bez odpowiedzi: dlaczego my? Tylu ludzi nie chce dziecka, a my tak bardzo go pragniemy! A jeżeli to kwestia psychiki? Czy możemy być szczęśliwi pomimo braku dziecka? Czy nasze małżeństwo w ogóle ma sens? Kto odpowie nam na te pytania?
Brak dzieci to chyba najtrudniejsze wyzwanie, jakie można postawić małżonkom. Krzyż, który bardzo trudno jest unieść. Trudności z poczęciem ranią małżonków w ich najbardziej intymnej sferze – naruszony zostaje ich obraz siebie jako mężczyzny lub kobiety, i to niezależnie od miłości okazywanej sobie nawzajem i scalającej związek. Co ze mnie za kobieta, jeśli jestem niezdolna do poczęcia? Do utrzymania ciąży? Co ze mnie za facet, jeśli nie mogę dać mojej żonie upragnionego dziecka? Jeśli badania wykazały, że to mąż jest przyczyną niepłodności w małżeństwie, może zrodzić się w nim obawa, że nie jest prawdziwym mężczyzną, zwłaszcza, że zbiorowa wyobraźnia myli niekiedy niepłodność z impotencją. Dodatkowo, mężczyzna obwinia się jeszcze z powodu smutku żony, którą kocha i którą nade wszystko pragnąłby uszczęśliwić.
Kobieta zaś zostaje zraniona w swojej kobiecości. Trudno jej myśleć o czymkolwiek innym, marzy o zajściu w ciążę, chciałaby czuć w sobie poruszające się maleństwo. Wszędzie widzi kobiety w ciąży, szuka ich i unika jednocześnie. To niespełnione pragnienie może przerodzić się w autentyczną obsesję. Kobieta czuje się upośledzona, niepełnowartościowa. Każda kolejna miesiączka burzy jej nadzieję na rozpoczęcie ciąży. Bywa też tak, że jej cierpienie spotęgowane jest przez kolejne poronienia, które każą jej żegnać kruche życie, dopiero co przyjęte z nadzieją.
Małżeństwo dotknięte niepłodnością stopniowo uświadamia sobie, że jest inne, osobne, że ich wspólne życie nie wygląda tak, jak by chcieli. Wydaje im się, że od reszty ludzkości, od tych wszystkich szczęśliwych mamuś i tatusiów oddziela ich głęboka przepaść. Na rodzinnych spotkaniach w sposób naturalny dzieci stają się centrum każdej rozmowy – Mały Tadzio już chodzi! – Naprawdę? Już? Jak ten czas leci! A co u Oli i Wacka? – Och, Ola ma termin porodu za cztery tygodnie; mówi, że ledwo się toczy po schodach!
A oni? Co można powiedzieć o nich? – No, a wy, kiedy się zabierzecie do roboty? Już najwyższy czas, kariera nie zając, nie ucieknie! Trzeba przezwyciężyć swój mały egoizm, prawda? Każda taka uwaga budzi nowy żal, nową złość na siebie, świat i Boga. Powoli, stopniowo rodzina i znajomi zaczynają się orientować, że coś jest nie tak. Temat dzieci staje się tabu. Ukrywa się ciąże i porody. Przy nich rozmowy milkną, a próby ożywienia konwersacji kończą się nienaturalną gadatliwością i wesołkowatością wszystkich obecnych.
Właśnie wtedy, kiedy małżonkowie potrzebują najwięcej wsparcia i otuchy, ich najbliższe otoczenie czuje się kompletnie bezradne i nie wie, w jaki sposób okazać im współczucie, wsparcie i pomoc. W myślach bezdzietnej pary może wtedy pojawić się pokusa odseparowania się od otoczenia, ale jest to droga donikąd, pełna wzajemnych niewypowiedzianych oskarżeń i pretensji. Tak naprawdę małżonkowie, którzy mają trudności z poczęciem dziecka, nie mają powodu, aby znikać z powierzchni ziemi. Są tak samo interesujący, mili i godni przyjaźni, jak kilka lat temu. Nie zamienili się nagle w jakichś zombie, odmieńców, których się jednocześnie stygmatyzuje i gorliwie unika. Nie przestają zasługiwać na życzliwość i akceptację przez to, że są sobą i pozwalają, aby inni zauważyli ich smutek. Dobrze, aby nauczyli się ucinać niezręczne rozmowy ( – Nie możecie, czy nie chcecie?), odpowiadając szczerze, chociaż wymijająco – Jeszcze nie mamy dzieci. Po takiej odpowiedzi temat staje się zamknięty i swobodnie można rozmawiać o czymkolwiek innym.
Nie ma potrzeby wprowadzania obcych ludzi w szczegóły leczenia czy wnikliwego objaśniania przebiegu zabiegów medycznych. Można oczywiście zwierzyć się kilku najbliższym osobom – rodzinie czy przyjaciołom, ale zaspokajanie pustej ciekawości gapiów jest niepotrzebne i niestosowne. Kolegów i koleżanki z biura nie powinno obchodzić, że jakaś pani Iks ma zatkane jajowody, a pan Igrek nie ma plemników w nasieniu. Zdrowa powściągliwość w rozmowie pozwala uniknąć niedelikatnych rad czy uwag na swój temat. Pozwala tez uniknąć etykietki „biednej, bezdzietnej pary” i porozumiewawczych szeptów czy spojrzeń otoczenia.
Ogromne, przenikające wszystko cierpienie bezdzietności może pociągać za sobą wiele niebezpieczeństw. Jednym z nich jest pokusa uciekania od problemu, innym pokusa zaniechania rozmowy na te tematy, jeszcze innym pokusa unikania zbliżeń seksualnych, z lęku przed kolejnym poronieniem czy rozczarowaniem. Jak to zrobić, aby oczekiwanie na dziecko stało się dla małżonków okazją do wzajemnej bliskości i pogłębienia wzajemnej miłości?
Jak zawsze, najpierw należy zadbać o bardzo dobrą, płynną komunikację w związku. Przede wszystkim małżonkowie powinni wziąć pod uwagę swoją odmienność fizjologiczną. Kobieta przeżywa to cierpienie inaczej niż mężczyzna. Z powodu swojej fizjologii, doświadcza go nieustannie, niekiedy nie mogąc zapanować nad swoimi emocjami, szczególnie pod koniec cyklu. Tymczasem jej mąż potrafi odsunąć od siebie ten problem, sprawiając na żonie wrażenie oschłego i nieczułego. Jednak żona powinna pamiętać, że jego cierpienie, choć może mniej widoczne, jest również bardzo dotkliwe. Pod koniec cyklu miesięcznego kobieta przeżywa bardzo silne napięcie nerwowe, biorące się zarówno z wahania hormonalnego jak i niepewności, czy tym razem się udało? Czy zaszłam w ciążę? Kiedy w trakcie miesiączki następuje gwałtowny spadek hormonów (połączony z kolejnym silnym rozczarowaniem), kobieta popada w stan bliski depresji; może pogrążyć się w apatii, być płaczliwa, ale może też wpaść w nieopanowaną histerię. W takiej chwili żona bardzo potrzebuje swojego męża, od którego oczekuje tylko tego, że po prostu z nią będzie. Potrzebuje jego ramienia, aby zwyczajnie na nim się wypłakać. Potrzebuje jego siły i spokoju, które są dla niej ukojeniem. W takich chwilach dobrze jest okazać żonie czułość, zabrać ją na kolację we dwoje, do kina albo na koncert. Kobieta napotykająca trudności potrzebuje przede wszystkim pocieszenia, wysłuchania i pewnej odmiany, która oderwie ją od dojmującego smutku. Mężczyzna natomiast, na ogół mniej skłonny do wyrażania uczuć, zwykle zamyka się w sobie i odmawia rozmowy na bolesny temat, głęboko skrywając swój ból. Może jednak zdarzyć się taka chwila, w której te skrywane uczucia, wyleją się na zewnątrz. Impulsem może być cokolwiek, czyjaś uwaga albo zdjęcie przedstawiające roześmiane dziecko. Taki przypadkowy impuls może sprowokować potężną awanturę, albo nawet gwałtowny płacz. Ważne, aby małżonkowie byli wobec siebie wyrozumiali i empatyczni, aby potrafili postawić się na miejscu drugiej osoby. Każde z nich musi zrozumieć, że cierpi nie tylko on, ale również współmałżonek, chociaż przeżywa i wyraża to cierpienie w inny sposób. Bardzo ważne jest także, aby para razem niosła cały medyczny aspekt niepłodności. Trzeba, o ile jest to możliwe, chodzić razem do lekarza, prosić o szczegółowe wyjaśnienia procedur, rozmawiać o skutkach ubocznych zabiegów i uwzględniać je szczególnie w życiu intymnym. Mężczyźni czasem nie chcą o tym rozmawiać z żonami, bojąc się ich płaczu. Czy nie lepiej jednak, aby żona wypłakała się na ramieniu swojego męża, mówiąc mu o tym, jakie słowa lekarza szczególnie zadały jej ból, zamiast złościć się na niego przez kilka dni pod rząd? Mężczyźni, którym trudniej jest się otworzyć i opowiedzieć nawet najbliższej osobie o tym, co dotyka ich tak bardzo bezpośrednio, potrzebują atmosfery bezwarunkowej akceptacji i zaufania ze strony swoich żon. Nie ma sensu wymuszać na nich zwierzeń; lepiej zaczekać na sprzyjający moment, kiedy mężczyzna poczuje się bezpiecznie i wtedy spróbować nawiązać rozmowę na ten bolesny temat. Gdy staramy się naprawdę zrozumieć ukochaną osobę, zaczynamy się nawzajem bardziej szanować, respektować nasz własny rytm, a także jesteśmy w stanie dokładnie określić, w jakim stanie jest nasze małżeństwo. Taka dramatyczna próba, jaką jest niepłodność, często, paradoksalnie, daje małżonkom szansę lepszego poznania się nawzajem. Dzielone z drugą osobą cierpienie jest czymś bardzo intymnym, obnażającym najbardziej skryte uczucia i pragnienia i dzięki temu pogłębiającym wzajemną miłość. Jeśli dzielę z mężem mój ból, pozwalam mu go zobaczyć i dotknąć – sprawiam, że poprzez pragnienie przyjścia z pomocą, budzi się w nim męstwo i jest w stanie nareszcie zaakceptować własne cierpienie.
Trzeba pamiętać, że na początku zawsze jest miłość. Dwoje ludzi wybiera się nawzajem przede wszystkim dlatego, że się kochają, a nie ze względu na potencjalne dzieci. Dziecko jest owocem miłości, która je poprzedza. Jeśli pomimo starań i wieloletniego leczenia dziecko nadal się nie pojawia, warto, aby małżonkowie zaczęli postrzegać swoją płodność nieco inaczej, w szerszym znaczeniu tego słowa. Otwartość na życie może przybierać bardzo różne formy. Mężczyzna i kobieta, którzy się prawdziwie kochają, zawsze są płodni, nieustannie promieniują życiem, nawet, jeśli nie mają dzieci. To, że w tym konkretnym związku nie dochodzi do poczęcia, nie przeszkadza mężowi i żonie żyć pełnią życia, kochając zarówno siebie nawzajem, jak i innych. Jedynym prawdziwym bogactwem, jakim dysponują małżonkowie jest miłość i w tej sytuacji odzyskuje ona należne jej miejsce. Powołanie małżeńskie to powołanie do miłości i bezwarunkowego szczęścia we dwoje, zarówno z dziećmi, jak i bez dzieci. Nie powinno się odkładać przeżywania tego szczęścia na później, kiedy dziecko nada sens naszemu związkowi. Prawdziwym sensem naszej relacji zawsze jesteśmy my sami, niezależnie od okoliczności. Nie dobrze jest się ograniczać tylko do odczuwania pewnego braku, bo życie nie stoi w miejscu. Z pewnością jest wiele rzeczy, które można robić razem, wspólnie coś tworzyć i przeżywać – podróże, wyjścia, przyjmowanie innych u siebie, pomoc potrzebującym, zwyczajne bycie dla innych. Proste życie każdym kolejnym dniem, korzystanie z każdej chwili, bez nieustannego wpatrywania się w nieokreśloną przyszłość. Pary, które mają kilkoro dzieci, często zazdroszczą bezdzietnym tej swobody. Rzecz jasna, nie jest to żadne pocieszenie, ale sytuacja bezdzietnych małżonków, ma w sobie coś szczególnego, niepowtarzalnego, coś, co pozwala im przeżywać ich miłość w niezwykły sposób, niejako na wyłączność.
Czy małżonkowie mogą uwolnić się od bólu? Z pewnością skupienie się na tu i teraz może im w tym pomóc Taki wybór sprawia, że powoli rodzi się w małżonkach świadomość, że to konkretnie dzisiaj, teraz nie mamy dzieci. A jutro? A za rok? Tego nikt nie wie. Cokolwiek się wydarzy, decydujemy się wejść w nasze powołanie do szczęścia – pomimo „tego braku”… Chodzi tu o pewne pozytywne przyjmowanie rzeczywistości, takie, które umożliwia budowania swojego małżeństwa i tworzenie nowych, być może całkiem zaskakujących planów. Nie chodzi tu o swego rodzaju „drugi wybór” (skoro nie mamy dzieci, to czym je zastąpimy), ale o uświadomienie sobie, że do nas należy stworzenie naszej własnej historii. W ten sposób w życiu małżonków zaczyna się dziać coś cudownego – zaczynają akceptować i przemieniać własną niepłodność we wspaniałą, twórczą drogę. Może nią być wszystko – od pochłaniającej pracy zawodowej, przez podróże na koniec świata po intensywne życie duchowe. Małżeństwo zaczyna po prostu żyć. Ich wzajemna miłość zaczyna być płodna inaczej, zaczyna wydawać owoce w nich samych, zaczyna ich rozwijać, wzmacniać wiarę w siebie, pozwala dokonywać rzeczy, których nie byliby w stanie dokonać w pojedynkę.
Życie małżeńskie daje możliwość doświadczenia w sposób bardzo konkretny cudownej odmienności mężczyzny i kobiety. Z tej właśnie odmienności, a także z wzajemnego dopełniania się, wynikają wszelkie formy ludzkiej płodności. Powołaniem mężczyzny i kobiety nie jest przeglądanie się w drugiej osobie, ale zachwyt nad jej innością. Z tego zachwytu właśnie rodzą się wspólne dzieła mężczyzny i kobiety: rodzinne, charytatywne, artystyczne, polityczne, religijne, wszelakie. Nie chodzi o to, aby bezdzietne małżeństwa usunęły ze swojego życia to trudne doświadczenie i udawały, że nie istnieje, ale by pozwoliły temu cierpieniu jeszcze bardziej uwidocznić ich twórczy potencjał. Nie rozumiemy do końca, dlaczego tak jest, że „z tej śmierci życie tryska”, ale ludzie, którzy przeszli przez tę wąską bramę mogą dzielić się radością zmartwychwstania. Na każdej drodze, którą wybiorą.
Pisząc ten tekst korzystała Mama z książki Marie i Michela Mornet „Kiedy dziecko każe na siebie czekać” oraz z rozmów ze znajomymi małżeństwami, którym niniejszym bardzo dziękuje.
Photo on Foter.com
Leave a Reply