Czekam na poród. Najważniejszy w życiu, bo to poród mojego pierworodnego syna. Wszystko będzie działo się po raz pierwszy. No, może drugi, ale własnego przyjścia na świat się nie pamięta. Gdy tak sobie czekam, to napotykam w tym czekaniu na różnych ludzi. I różne opinie na temat porodów, dzieci, ojcostwa i wychowania. Bywa, że idziemy z żoną „w gości”, konwersujemy na różne tematy ze znajomymi lub rodziną, zwłaszcza te „ciążowe”. I chwalimy się, że jest nas już trójka, że już jesteśmy rodzicami, a wśród rozmówców konsternacja, że przecież jeszcze nie i „nie zapeszajcie”. Mnie w takich sytuacjach zwyczajnie zatyka. No bo jak to jest? Od kiedy można powiedzieć że się jest rodzicem? I czy to, że dziecko jeszcze nie jest „po naszej stronie”, oznacza, że jeszcze go nie ma?
Zastanawia mnie, skąd to podejście do ciąży. I przyznam szczerze, że coś we mnie się buntuje przeciw takim opiniom. Buntuję się, bo wiem, że dziecko tam jest. Że oddziela mnie od niego skóra mojej żony, kilka warstw nabłonka i wody płodowe. Ale dziecko tam jest, czuję, jak kopie mnie stopą w rękę, gdy przykładam ją do brzucha mojej małżonki. A ona czuje to jeszcze bardziej. A tymczasem ktoś mówi, że „was jest jeszcze dwoje”. Czy to, że czegoś nie widać, oznacza, że tego nie ma? Kiedy jadę z Warszawy do Krakowa, to wiem że Kraków jest. Nie widzę go, ale to nie oznacza, że Krakowa nie ma. Jak przyjadę, to go zobaczę. Sukiennice, kościół mariacki, błonia, kopiec Kościuszki. Ale z Warszawy go nie widać. Żeby zobaczyć Kraków, muszę przebyć drogę. I podobnie jest z dzieckiem. Ono tam jest, od momentu zapłodnienia. Musi przebyć dziewięć miesięcy drogi, by się ukształtować, urosnąć, przygotować się na przyjście na świat. A ta droga jest trudniejsza, niż przebycie dystansu Warszawa – Kraków. Ale to, że go nie widać nie oznacza, że go tam nie ma.
Bo ono tam jest. Ten zarodek w łonie matki jest już człowiekiem, wbrew temu, co próbuje nam wmówić część świata żyjąca tak, jakby Boga nie było. W jego DNA są już zapisane szczegóły jego życia. Kolor włosów, oczu, sposób układania rąk, podatność na choroby. Zarodek to nic innego jak pierwszy etap życia. Podobnie jak embrion, płód, noworodek, niemowlę, dziecko, młodzieniec, dorosły czy starzec. To tylko nazwy kolejnych etapów życia. A ponieważ człowiek żyje w czasie, to zmiany w jego życiu są tym czasem podyktowane. Rozwój wymaga czasu. A gdy odbiera się człowiekowi prawo do bycia człowiekiem aż do urodzenia, to stąd już niedaleko do mordowania ludzi. Bo każda aborcja to zabicie człowieka, który ma konkretne cechy, wygląd, płeć. Każdy z nas musiał przejść przez dziewięć miesięcy ciąży, żeby mieć szansę stać się człowiekiem dorosłym. A tymczasem niektórzy, wbrew logice, uważają, że płód to nie człowiek. Ciekawe, co by zrobili, gdyby dostali ze szpitala, w którym się rodzili, swoje zdjęcie z dwunastego tygodnia w brzuchach swoich mam?
Dlatego uważam, że jestem już ojcem. Nadałem swojemu synkowi imię, zastanawiam się, czy też będzie lubił piłkę nożną i nad wieloma innymi rzeczami. Teraz, w ósmym miesiącu ciąży, zdarza mu się dość mocno mnie kopnąć w rękę, którą przykładam do brzucha żony. Są to chwile, które będzie się wspominać w przyszłości, a przynajmniej taką mam nadzieję.
Jestem tatą. Nie mówię nikomu, że nim będę, jak dziecko się urodzi. Ja już nim jestem. Zostałem nim nagle, bez większego przygotowania. Nie chodzi tu o „wpadkę”, lecz o to, że nikt nie prowadzi kursów dla przyszłych ojców. Ale Pan Bóg właśnie tak działa. Nie powołuje uzdolnionych, tylko uzdalnia powołanych. A ja staram się brać Go za wzór. Bo nie ma lepszego ojca, niż nasz wspólny Ojciec.
Photo on Foter.com
Leave a Reply