Zwykło się mawiać, że rodzina jest podstawową komórką społeczną. I tak sobie w tych komórkach funkcjonujemy, jak możemy i jak umiemy. Ponieważ na ogół staram się nie odsłaniać swojej prywatności, to jednak czasem nie mogę uciec przed osobistym doświadczeniem. A jeśli chodzi o rodzinę to los spłatał mi figla.
Gdyby ktoś mnie zapytał wtedy, kiedy wchodziłam w życie, jak wyobrażam sobie swoją przyszłość, to by się Państwo bardzo zdziwili! Albo może i nie. Tkwiąc mocno korzeniami we wczesnych latach 60-tych miałam wiele życiowych priorytetów, ale akurat rodzina do nich nie należała. O nie! A tymczasem Pan Bóg widocznie miał dla mnie inny plan, i powolutku u mnie też zaczęła kiełkować. A teraz mam już czworo wnuków, z przyległościami, i sześcioro prawnucząt. I końca nie widać, przynajmniej z mojej perspektywy, bo moc jest z nami. Taki to kram!
A że to towarzystwo też się nieco rozprzestrzeniło terytorialnie, to jest pewien problem z integracją. Oczywiście odbywają się okazjonalne i systematyczne spędy rodzinne, regularnie odwiedzamy się w święta kościelne i w osobiste jubileusze. Ale to mało. Więc na co dzień przyszła nam z pomocą współczesna technika. W ten to sposób powstała rodzinna grupa na facebooku. I teraz wszyscy wiedzą nawet o tym, że akurat ktoś kichnął na drugim końcu Polski, i można podziwiać jego zasmarkany nos na dołączonej fotografii. A ja to wszystko obserwuję przez komputer, bo jednak wciąż bronię się przed smartfonem. Wiadomo bowiem czym to grozi: całkowitym uzależnieniem! Bo kiedy bym lepiła te moje legendarne pierogi mięsne dla najmłodszego wnuka? No kiedy?
„Kochane Życie”, Familijna Jedynka, pr. I PR
Nic dodać nic ująć. Ja np nie korzystam w ogóle z internetu w telefonie, a tym bardziej facebooka. ja też jestem za tym by swojej prywatności chronić najbardziej jak się tylko da. Poza tym nawet jak już jestem to przez facebooka, rozmawiać nie znoszę… od tego są spotkania.